[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nie-Europejczyk rozumie przez europejską elegancję?
Malebranche spojrzał na depeszę.
- W każdym razie nasza pierwsza odpowiedz brzmi: związki między
zabójstwem a fałszerstwem murowane.
Picard i Belot wstali.
- To pózniej. Najpierw pociągniemy Jean-Marca za język. Dobrze byłoby od
razu ustalić, ile obrazów znajduje się w obiegu. Obojętne, czy w Stanach, czy gdzie
indziej.
- Zgoda - odpowiedział Malebranche. - Ja tymczasem wydam polecenie, żeby
poszperali w rejestrach ekstradycji. Wiem, Belot, że nie należy do tego przywiązywać
zbyt wielkiej wagi, ale... Luzarche! I podajcie rysopis wszystkim posterunkom.
3
- Ile falsyfikatów Van Gogha namalowałeś? - Ile czasu potrzeba ci było na
każdy? - Jakie były ich wymiary? - Co przedstawiały? - Kto decydował o wyborze? -
Gdzie znajdują się oryginały? - Ile były warte? - Ile falsyfikatów sprzedaliście? - W
jakich krajach, nie licząc tych dwóch płócien w Springfield i Richmond? - W jakich
mia-. Stach? - Daty? - Nazwiska i adresy nabywców? - Jakich jeszcze mieliście
wspólników, poza Francuzem, który dokonał tych dwóch sprzedaży w Ameryce? -
Jakiej są narodowości? (- Nazwiska i rysopisy? - Gdzie się spotykaliście? - Jak
przedstawiały się wasze zyski? - Kto wyznaczył procenty? - Czy panna Sarrazin
miała wspólnika? - Wspólników? Ile ty osobiście dostawałeś? - Gdzie ukryłeś
pieniądze? - Jak skończyły się wasze machlojki? - Jak doszło do zerwania? - Czy
zabójstwo było pośrednią, czy bezpośrednią jego konsekwencją? - Czy Augusta
wiedziała, że zajmujesz się fałszerstwem? - Czy uprawiałeś je jeszcze będąc jej
kochankiem? - Czy groziła, że cię wyda? - Czy powodem tych grózb była jej
panika?...
Pytania padały jedne po drugich, nakładały się na siebie, przeczyły sobie
nawzajem. Głosy Picarda i Belota miały ten sam ton, zlewały się w jeden dzwięk -
naglący, zaczepny, napastliwy dzwięk, który nawet na chwilę nie ustawał i nie
pozwalał Jean-Marcowi ani się zastanowić, ani wytchnąć. Czuł się jak te stateczki z
papieru, które jako pięcioletni chłopiec puszczał w rynsztoku na Croix-Rousse, a
które wywracały koziołki, zanim w końcu zatonęły. Przysięga, że mówi wszystko, co
wie, przysięga, że nie wie o tym, o czym nie mówi, chciałby prosić, błagać, płakać,
ale gdy tylko przestaje opowiadać, słowna chłosta ciągnie się dalej. Nie zazdroszczę
ci, mój chłopcze, jeśli będziesz musiał spędzić tu jeszcze noc! My pójdziemy
odpocząć, kiedy nam się spodoba - na nasze miejsce przyjdą inni - natomiast ty
pozostaniesz tutaj bez wytchnienia, bez jedzenia, bez picia, bez spania. Jest nas tu
dosyć, aby zabawiać cię całymi dniami i tygodniami, jeśli zajdzie potrzeba. Nie
będzie trzymał sprawiedliwości w szachu taki nędzny łotrzyk jak ty! Te zdania,
gwałtowne jak burza, pochodziły od Picarda; słowa Belota były ciche jak szmer
deszczu w ową niedzielę wieczorem pod daszkiem hotelu pana Bedat.
- Ile? Mogłem namalować najwyżej dziesięć, może dziewięć, tak dziewięć; na
każdy potrzebowałem około tygodnia. Wymiary? Duże, panna Sarrazin wybierała
duże formaty, ponieważ w malarstwie obowiązuje wycena w zależności ód punktów:
tyle a tyle tysięcy franków za jeden punkt. Wzory? Wyliczał je, a Picard obliczał na
palcach. To na razie sześć, a powiedziałeś dziewięć, siódmy, dobrze... Warianty?
Panna Sarrazin sama je ustalała, czasem on miał jakiś pomysł i wtedy ona uznawała
to jako ideę artysty, jak mówiła. Ale reszta? Ile sprzedano? W jakich krajach? Komu?
Przez kogo? Kiedy? Jaki to miało związek z zabójstwem? Skąd mam wiedzieć, skoro
nigdy nikogo u niej nie widziałem, przysięgami Augusta? Nie, nie miała z tym nic
wspólnego, nigdy jej o niczym nie mówiłem. Zyski? Roześmiał się drwiąco. Nigdy
nie dostałem od Huguette ani centyma. Owszem, pomagała mi opłacać hotel i dawała
mi skromne kieszonkowe - jakże inaczej mógłbym się utrzymać. Przecież zarabiałeś u
Pauguina, i to niezle. Wszystko wydałem, przysięgam panom, wszystko wydałem!
Belot przerwał.
- Nigdy nie wypłaciła ci ani centyma? Wypłata! W tym momencie nastąpił u
Jean-Marca jeden z nagłych zwrotów, których przykłady dawał już podczas
poprzednich przesłuchań. Potwierdzając fakty, którym do tej pory zaprzeczał, z
buntownika zmienił się w mazgaja.
- Nie wiem, o czym panowie mówicie. Wiem natomiast, że panna Sarrazin
nigdy nie przyznała mi wynagrodzenia zaj moją pracę! Przysięgam, że nie
wiedziałem, dokąd idą moja kopie - aż do dziś wieczór nie słyszałem o transakcjach
w Stanach Zjednoczonych - ale też nie miałem wątpliwości, że] moje obrazy gdzieś
wędrują! Pytałem ją Dlaczego urobisz nal tym pieniądze? , a ona odpowiadała:
%7łebym nie musiała sprzedawać tego, co mam . Sprzedawała falsyfikaty, żeby zaj
trzymać oryginały. Mogłem to zrozumieć. Ale co ja z tego wszystkiego miałem?
- Ją za żonę - rzucił Picard.
- Tak, właśnie, panie komisarzu, powiedziała mi, że to się wszystko zmieni.
Powiedziała: Masz rację, już dość tego. To haniebne tak wartościowego chłopca jak
ty wciągać w takiej sprawy. %7ładnych kopii, wszystko się teraz zmieni. Najpierw
wezmiemy ślub, a potem pojedziemy w podróż do Holandii.! Pokażę ci Holandię!
Przebacz mi!
- No cóż, wszystkie kobiety proszą cię o przebaczenie. A... kiedy ci to
powiedziała?
- Tydzień przed tym wszystkim. W poprzednią niedzielę. Kiedy
telefonowałem do moich rodziców.
- A czy w ciągu tego tygodnia nie zaszło nic nowego, żadna zmiana w jej
planach?
Jean-Marc odpowiedział bardzo szybko:
- Nie, absolutnie nic! Przysięgam panom!
- Za często przysięgasz - powiedział Belot - to odruch kłamców. Kiedy
właściwie należy ci wierzyć?
- Ja nie kłamię, panie komisarzu, przysię... Jean-Marc pohamował się, po
czym szepnął:
- Boję się. Chcecie mnie zgubić. Belot odwrócił się do Picarda:
- Czy nie uważa pan, panie komisarzu, że dobrze byłoby podać Bergerowi
rysopis handlarza ze Stanów Zjednoczonych? Chociaż zaprzecza, jakoby znał
kogokolwiek...
Picard wziął do ręki kablogram: Wzrost około 185 cm, waga 80 kg... Kiedy
doszedł do miejsca bardzo czarne oczy, nos prosty, cera - ogorzała , Jean-Marc - jak
się tego Belot spodziewał - zerwał się z krzesła i krzyknął:
- Amerykanin!
4
Ledwo strażnik zdążył zamknąć drzwi za Jean-Markiem, Belot - wyjątkowo
jak na siebie poirytowany - oświadczył:
- Jutro od samego rana przetrząsnę całą willę tej Sarrazin od piwnicy aż po
dach. Niemożliwe, żeby taka organizacja nie miała żadnych papierów, żadnych
notatników, list czy diabli wiedzą czego!
- Słusznie - powiedział Picard.
Ale ani jeden, ani drugi nie zdążyli wyciągnąć dalszych wniosków. W
drzwiach pojawił się wozny z kartką w ręku.
- Nie chciałem wchodzić w czasie przesłuchania, panie komisarzu. Ten
człowiek powiedział mi, że to nic pilnego.
Nazwisko: Francois Bocheny. Sprawa: Zgon panny Chć-nelong . Picard
zatarł ręce z zadowolenia.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ebook @ pobieranie @ pdf @ do ÂściÂągnięcia @ download
Wątki
- Home
- MiśÂosna dieta
- M461. McArthur Fiona Dom na wydmach
- Bauer Ewa KruchośÂć jutra(1)
- Austen, Jane Emma
- ANSI ISO C++ Professional Programmer's Handbook
- Carole Cummings [Aisling 01] Guardian [Torquere] (pdf)
- Alan Chin The Lonely War (pdf)
- Ari Thatcher Maui Rekindled (pdf)
- (54) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Stara ksićÂg
- Cheryl Dragon Pushing Penny (pdf)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- binti.htw.pl
Cytat
Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
Dies diem doces - dzień uczy dzień.