Dawno mówią: gdzie Bóg, tam zgoda. Orzechowski

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- 76 -
S
R
Co dalej? Gdzie się schronić? Czy wlec ze sobą Jasmine, która przecież o
niczym nie wiedziała i nie miała pojęcia, na co się naraża?
Wszystkie osoby, z którymi się dotąd stykał, wyglądały niewinnie. Ale czy tak
samo nie wyglądał ten człowiek, który pojawił się nagle w magazynie? Wcielenie
naiwności i przeciętności. Zostawił jakąś teczkę. Zapomniał, pomyśleli. A potem ten
wybuch.
Lyon jeszcze raz stwierdził, że nie może ufać nikomu i że powinien jedynie
wsłuchać się we własny instynkt. Czerwone ostrzegawcze światełko już się zapaliło,
ale na razie nie działo się nic złego. Po prostu muszę uważać, powiedział sobie w
duchu.
- No to jak? Płyniemy do domu? - spytała go Jasmine. Skinął głową.
- Dobrze, płyniemy - powiedział. - Jak słusznie zauważył ten facet, Maggie dała
mi klucze.
Płynęli powoli, ponieważ kanał był znacznie węższy niż strumień i brakowało
tu miejsca dla wioseł. W końcu Lyon poradził Jasmine, żeby usiadła z tyłu i odpychała
łódz jednym wiosłem od brzegu.
To spowodowało, że zaczęli się przesuwać szybciej. Po jakichś dwóch
kwadransach Jasmine gwałtownie stanęła w łódce.
- Jest! Jest! Widzę go! - krzyknęła. Lyon chwycił się burty.
- Uważaj, bo nas przewrócisz.
Sam chętnie by wstał, żeby obejrzeć dom Lawlessa, ale ból w plecach mu na to
nie pozwalał. Poza tym musiał dbać o stabilność łódki, ponieważ Jasmine zwariowała
ze szczęścia.
- Jezus, Maria, jaki to piękny dom - zachwyciła się. - Ma nawet dach i komin!
Chciał jej zwrócić uwagę, że dom bez dachu nie na wiele im by się przydał, ale
Jasmine była w takim stanie, że nic do niej nie docierało. Jaka szkoda, że będzie ją
musiał niedługo rozczarować.
Wkrótce chwyciła za wiosło i przybili do brzegu. Kanał kończył się ślepo nieco
dalej, jednak gdyby tam wpłynęli, ugrzęzliby po kolana w błocie.
- 77 -
S
R
Lyon przywiązał łódz do pobliskiego drzewa i spróbował wspiąć się na brzeg.
Za pierwszym razem mu się nie udało. Dopiero kiedy Jasmine go popchnęła, przepełzł
na trawę rosnącą pod drzewem. Jasmine szybko poszła w jego ślady.
- Och, co za cudo! - szepnęła.
Dom wcale nie był piękny. Kiedy podeszli do niego bliżej, zauważyli, że
odpadła z niego farba, a w oknach brakowało szyb. Kiedyś zasłaniano je jeszcze od
zewnątrz okiennicami, ale wyglądało na to, że większość z nich jest uszkodzona.
W zasadzie nie potrzebowali kluczy. Równie dobrze mogli wejść przez okno,
jak ptaki, które urządziły sobie gniazda na piętrze.
- Lawlessowie z Nowego Jorku nie zarobią zbyt dużo na tym domu -
skomentował Lyon.
Rozejrzeli się po podwórku. Szopa, która tutaj stała, też zaczęła się rozwalać.
Altana zarosła chwastami i krzakami. Mimo że stary Lawless zmarł niedawno, nie
dbał pewnie o dom od dłuższego czasu.
- Zupełnie jak u Faulknera - zauważyła Jasmine.
- Obawiam się, że gorzej, chociaż to Wschód, a nie Południe - powiedział.
- Ten dom ma w sobie coś - upierała się Jasmine.
- Tak, obawiam się, że jest krzywy - zauważył sarkastycznie Lyon. - Mam
nadzieję, że się nie zapadnie w bagna, jak dom, o którym wspominał Webster.
Jednak Jasmine nie dała się zniechęcić do domu tymi i podobnymi
komentarzami. Zresztą sam Lyon musiał przyznać, że czuje się trochę jak chłopak,
który ma do odkrycia jakąś tajemnicę.
Klucz początkowo nie chciał się obrócić w zamku. W końcu jednak zamek
puścił ze zgrzytem. Jak się okazało, drugi klucz był od komórki, od której odpadła
kłódka.
- To wszystko przez wilgoć - powiedział Lyon. - Trzeba naoliwić zamki.
Pchnął drzwi i zajrzał do środka.
- Wchodzimy? - spytała Jasmine. Pokręcił głową.
- Nie.
Jasmine nie mogła uwierzyć własnym uszom. Spojrzała na niego jak na wariata.
- 78 -
S
R
- Ale dlaczego? To przecież twój dom rodzinny. Możesz tam znalezć coś
ciekawego. Jakieś zdjęcia. Może dokumenty - kusiła go.
Lyon ponownie pokręcił głową.
- Popatrz, co się tam dzieje. Wszędzie pełno brudu - powiedział. - Pewnie są w
tym domu szczury i termity.
Na wzmiankę o szczurach Jasmine wzdrygnęła się i zabawnie skrzywiła.
- To przynajmniej obejdzmy dom dookoła - zaproponowała.
Lyon wahał się, ale w końcu przystał na tę propozycję. Jeśli ktoś ich
obserwował ze środka, to i tak dostrzegł ich przybycie.
- Dobrze.
Zaczęli iść dokoła olbrzymiego domu, zaglądając co i rusz do wnętrza. W
środku były stare meble, stare sprzęty, tu i ówdzie zauważyli myszy, które plątały się
chyba po całym domu. Jasmine była wniebowzięta, ale Lyon nie zdradzał żadnego en-
tuzjazmu.
- Nie ma tu nic ciekawego - powiedział. - Jeśli wejdziemy do środka, to myszy
zjedzą nas żywcem.
Jasmine posłała mu pełne zdziwienia spojrzenie.
- I rzeczywiście nie interesuje cię to, co tam zastaniesz? Ja bym chyba nie
wytrzymała. Nigdy nie miałam domu rodzinnego. Najdłużej mieszkałam z mamą w
jednym miejscu przez dwa lata.. -
Lyon zrobił znudzoną minę.
- W namiocie będzie nam wygodniej - stwierdził. Jasmine miała jeszcze przed
oczami stare domy z Południa.
Widywała je czasami, kiedy jezdziła z mamą od miasteczka do miasteczka.
Wciąż mieszkały w nich rodziny, chociaż domy chyliły się już ku upadkowi. Jakże
wtedy zazdrościła tym ludziom!
- Pamiętasz tę scenę z  Przeminęło z wiatrem", kiedy...
- Nie! - przerwał jej Lyon.
- Przecież nawet nie powiedziałam, którą.
- Nieważne. Nie oglądam filmów.
- 79 -
S
R
Skrzywiła usta. Wyglądała tak żałośnie, że Lyon chętnie by skłamał i
powiedział, że uwielbia filmy. Tylko nie pamięta żadnego z nich.
- A czy nie możesz wyobrazić sobie tego miejsca z magnoliami, altaną
pachnącą zielenią i kilkoma pawiami na podwórku?
Lyon westchnął.
- Jasmine, ile masz lat?
Powiedziała mu. Zresztą zrobiła to już wcześniej.
- Czy nie jesteś za stara, żeby bawić się w ten sposób? - spytał bezlitośnie.
Jej górna warga zadrżała, ale Jasmine zdołała się opanować.
- Chodzi ci o to, czy nie jestem za stara, żeby marzyć? - powiedziała. - Myślę,
że nie.
Lyon pokiwał głową. Nie, nigdy nie będzie się mógł skupić, kiedy będzie ją
miał w pobliżu. Powinien pozbyć się Jasmine jak najszybciej.
- Chodz - powiedział. - Wracamy do starego obozowiska. Jutro będziesz się
mogła zabrać z Websterem, kiedy będzie przepływał obok.
Azy pojawiły się w jej oczach.
- A ty?
- A ja wrócę do siebie.
- Gdzie to jest?
Wzruszył ramionami. Tak naprawdę nie miał dokąd wracać.
- Daleko stąd. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jungheinrich.pev.pl
  • Wątki

    Cytat


    Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
    Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
    Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
    De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
    Dies diem doces - dzień uczy dzień.