[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Eddie jest z nim - dodał Able, który właśnie dojechał na
miejsce.
Charlotte była kompletnie zaskoczona.
- Eddie'?! Przecież on wie, że nie wolno mu samowolnie
się oddalać.
- To nie jego wina - wyjaśniła Brenna. - Zobaczył, jak
Steven ucieka z obozu, i pobiegł za nim. Poprosił Anne, by
zawiadomiła kogoś z dorosłych. Wiemy jedynie, że pobiegli
do lasu. Studenci razem z Fergiem już ich szukają. Tak mi
przykro, Charlotte. To moja wina. Nie powinnam spuszczać
Stevena z oczu.
- Przecież nie mogłaś go związać. Na pewno nic im się nie
stanie - uspokoiła ją Charlotte. - Pogoda się psuje. Nie po-
winnam była jechać do miasta. Nie wolno mi było zostawić
dzieci !
S
R
- Przestań się obwiniać - powiedział Neal stanowczo.
- Jak mogłam tak postąpić...
Rozumiał Charlotte. Pozwoliła sobie na odrobinę relaksu i
teraz płaciła za to wysoką cenę.
- Niech ktoś zostanie z dziećmi, a reszta wyruszy do lasu.
Musimy ich znalezć. Kto pierwszy ich odszuka, niech da
znać gongiem! - wydała polecenia... i nagle zamarła.
- Przepraszam, próbowałem ci to wcześniej powiedzieć -
szepnął Able.
Przed nią stał Russell Haywood.
- Nie sądziłeś, że cię znajdę. Corrigan, prawda? - ignorując
Charlotte, zwrócił się do Neala. - Ale sprawdziłem połączenia
telefoniczne Able'a i trafiłem tu jak po sznurku.
- Ale z ciebie Sherlock Holmes - z ironią powiedział Neal.
- Jestem pod wrażeniem.
- Zwalniam cię - oświadczył z satysfakcją Russell.
- A za co, jeśli można wiedzieć?
- Posłuchaj, Corrigan. Miałeś ją znalezć, przypilnować i
przekonać do spotkania ze mną. I co?
Charlotte patrzyła na Neala zaszokowana. Przecież nic jej o
tym nie powiedział!
- To nie żadna ona", tylko Charlotte. O ile się orientuję,
dobrze znasz jej imię.
- Widzę, że masz wspaniałego obrońcę - stwierdził Russell
szyderczo.
S
R
- Przestań! Eddie i Steven zaginęli. Trzeba ich szukać, a
nie bawić się w głupie docinki ! - zawołała.
Nawet nie spojrzała na Neala. Nie mogła uwierzyć, że tak
ją oszukał. Szybkim krokiem ruszyła przed siebie.
- Charlotte, poczekaj! - zawołał Neal.
Nie zareagowała, więc pobiegł za nią. Nie zamierzała z nim
rozmawiać, lecz on nie odstępował jej ani na krok.
- Przepraszam - powiedział po raz kolejny.
Wreszcie nie wytrzymała i spojrzała na niego.
- Okłamałeś mnie - wyrzuciła z siebie. - Zarzekałeś się, że
to, co jest między nami, nie ma nic wspólnego z Russellem. I
podstępnie przygotowywałeś mnie do jego wizyty. Realizo-
wałeś plan Russella. Czy częścią tego planu było również to,
że powinnam się w tobie zakochać?
Serce Neala zamarło, gdy usłyszał te słowa. Wiedział, że
Charlotte jest tak bardzo rozżalona, iż nie jest w stanie lo-
gicznie myśleć.
- Posłuchaj mnie uważnie, proszę. Czy Russell wyrzuciłby
mnie, gdybym posłusznie wykonywał jego polecenia?
- Russell ciągle prowadzi jakieś gierki. Może robicie to ra-
zem?
- Przecież to śmieszne i dobrze o tym wiesz!
- Na pewno to wiem tylko tyle, że dwoje dzieci zaginęło i
nie mam teraz czasu na bzdury.
Nie zamierzała słuchać żadnych argumentów i Neal nie
miał do niej o to pretensji.
S
R
Miała rację. Teraz liczył się tylko los Stevena i Eddiego. Z
resztą spraw uporają się pózniej.
Cały czas posuwali się do przodu, ale tak naprawdę szukali
po omacku. Zrezygnowali z przeszukania jaskiń znajdujących
się na skraju lasu, ponieważ Eddie bał się ciemności, ale poza
tym nie mieli żadnego planu działania.
- W ten sposób do niczego nie dojdziemy, Charlotte. Czy
jest tu jakieś wzniesienie, z którego można by się rozejrzeć
po okolicy?
Miał wrażenie, że w ogóle go nie słucha.
- Big Rock - powiedziała cicho. - Na wschód stąd. Neal
ruszył przodem. Chciała mu powiedzieć, że idzie za szybko,
ale była zbyt wściekła, by z nim rozmawiać. Kiedy stanęli na
szczycie wzgórza, nogi miała jak z ołowiu, z trudem łapała
powietrze i była bliska płaczu. Rozejrzeli się po okolicy, a
Charlotte zaczęła wołać chłopców. Bez skutku.
- Pójdę tędy - stwierdziła. Nie potrafiła stać bezczynnie.
- Poczekaj. - Neal chwycił ją za rękę.
Ton jego głosu spowodował, że się zatrzymała.
- Popatrz na tamto drzewo.
- Co to jest?
- Jeśli się nie mylę, wisi na nim sznurek z kolekcji Eddie-
go. Serce podeszło jej do gardła.
- Popatrz, widać wyraznie, że ktoś tamtędy przechodził.
- Chodzmy! - zawołał i rzucił się w tamtym kierunku, a
Charlotte natychmiast przyłączyła się do niego. Zatrzymy-
S
R
wali się co jakiś czas, żeby rozejrzeć się dookoła i trochę od-
sapnąć. Wkrótce potem znalezli następny kawałek sznurka, a
potem jeszcze jeden.
Charlotte była rozczarowana, gdy okazało się, że chłopców
nie ma na polanie za wzgórzem. Popadała w coraz większą
rozpacz. Zostały im już do sprawdzenia tylko jaskinie. Jeśli
Eddie wszedł za Stevenem do środka, poszukiwania mogą nie
przynieść rezultatu.
Charlotte zadrżała. Nie była w stanie zebrać myśli. I wtedy
zobaczyła kolejny sznurek.
- Tam! - pokazała Nealowi i rzuciła się pędem we wska-
zanym kierunku. Neal biegł tuż za nią.
Bardzo długi kawałek sznurka przywiązany był do karło-
watego drzewka rosnącego przy skałach. Charlotte pochyliła
się i zaczęła iść jego śladem. Ciągnął się aż do niewielkiego
wejścia do jaskini na zboczu skały. Na ziemi leżała czapka
Eddiego. Otwór był zbyt mały, by zdołała się przez niego
przecisnąć dorosła osoba, ale chłopcy z łatwością pokonali tę
przeszkodę.
- Muszą być w środku! - zawołała Charlotte. Neal ukląkł
przy otworze i zaczął wołać chłopców:
- Eddie! Steven!
Wiatr wzmagał się z każdą chwilą. Wyraznie zanosiło się
na burzę. Charlotte była na wpół przytomna z przerażenia.
Czuła, że dłużej nie wytrzyma takiego napięcia.
S
R
Neal zawołał znowu, wsuwając głowę w otwór jaskini. Na-
gle coś poruszyło się w mroku. Charlotte zamarła, gdy z ja-
skini wyłoniła się głowa Eddiego. Chłopiec miał bardzo
brudną buzię, ale uśmiechał się radośnie.
- Hej, mamo! Witaj, Neal!
Charlotte natychmiast porwała synka w objęcia. Czuła, jak
do oczu napływają jej łzy.
- Och, mamo - westchnął z ulgą chłopiec.
Neal w tym czasie wyciągnął na powierzchnię drugiego,
równie umorusanego i uśmiechniętego urwisa.
- Uciekłem i schowałem się - oznajmił Steven z dumą w
głosie.
- Dobrze zrobiłem, prawda? - dopytywał się Eddie. -
Pobiegłem za Stevenem. Przywiązywałem sznurki do krza-
ków, żebyście wiedzieli, gdzie nas szukać. A potem zazna-
czyłem sznurkiem drogę do jaskini.
- Jestem z ciebie dumny, Eddie - powiedział łagodnie Neal.
- Postąpiłeś jak prawdziwy bohater, wiesz?
- Naprawdę? - upewnił się Eddie. - Ale ja się bałem, Neal.
Tam, w środku strasznie się bałem ciemności. A bohaterowie
nigdy się nie boją.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ebook @ pobieranie @ pdf @ do ÂściÂągnięcia @ download
Wątki
- Home
- Adams, Douglas Autostopem przez GalaktykÄ
- Jennie Adams Kolorowy ptak
- Hunter Kelly Ĺwiatowe Ĺťycie Duo 297 Romans w Szampanii
- Nora Roberts Uczciwe zśÂudzenia
- MSDynConnectorInst
- Boge Anne Lise Grzech pierworodny 16 ChśÂód
- Comte, Auguste The Positive Philosophy Vol II
- Grisham John Bractwo
- Gabriella Poole Akademia Mroku 01 Wybrańcy losu
- William R. Forstchen Wing Commander 07 Peter Telep Pilgrim Stars (BD) (v1.1)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- binti.htw.pl
Cytat
Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
Dies diem doces - dzień uczy dzień.