Dawno mówią: gdzie Bóg, tam zgoda. Orzechowski

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

do niej dotrzeć.
- Co to się działo za oborą wtedy, kiedy Oddleiv uderzył się tak okropnie? - spytała
synową. - Mówił mi coś na ten temat, ale ja mu nie wierzę. I ani Havard, ani ty, ani dzieci nie
pojawiliście się u nas od tamtego czasu...
- Niedługo to naprawimy, Ruth - odparła Mali. - A tamtą sprawę zostaw lepiej w spokoju.
Zapomnijmy o tym wszyscy.
- To przyjedziecie w święta? - dopytywała się Ruth. - Już tak dawno nie widziałam dzieci.
W jej głosie słychać było płacz.
- Wkrótce je zobaczysz - zapewniła Mali. - Obiecuję ci, że przyjadą.
- No to bardzo się cieszę - odparła Ruth. - Jesteśmy rodziną. Mali. A rodzina powinna się
trzymać razem, cokolwiek by się stało.
Mali nie była taka pewna, czy się z nią zgadza, ale nie powiedziała nic.
To było bardzo dziwne spotkanie. Ruth i Oddleiv Gjelstad stali na ganku i witali gości.
Mali zwróciła uwagę, że Ruth bardzo schudła i jest blada, zdała sobie sprawę, że wydarzenia
kosztowały teściową więcej zdrowia, niż przypuszczała. Havard był jej oczkiem w głowie,
nigdy tego nie ukrywała. Dla niej zawsze pozostał najmłodszym synkiem, tym, który się
urodził zamiast upragnionej dziewczynki. Ale kiedy już przyszedł na świat, obdarzyła go
wyjątkowo silnym uczuciem. I właściwie nie ma się czemu dziwić, myślała Mali. Z trzech
synów Gjelstadów jej Havard był najsympatyczniejszy. On też najbardziej kochał matkę i
troszczył się o nią. Ruth musiała bardzo cierpieć, że przez cały ten rok trzymał się od niej z
daleka.
- No, no i przybyli ludzie ze Stornes - powiedział gospodarz Gjelstad i wpatrywał się w
Mali, która zaczęła zdejmować dzieciom okrycia. Jego słowa były jakby wymuszone. -Tak,
tak, nieczęsto was tutaj widujemy - dodał, posyłając Havardowi ponure spojrzenie.
- No rzeczywiście nieczęsto, ale przecież ty niczego innego chyba nie oczekiwałeś -
odparł Havard niezwykle ostro i wziął małą Ruth na ręce. - Najmądrzej będzie odłożyć dzisiaj
stare sprawy na bok, ojcze. Bo jak nie, to znowu zaczniemy się kłócić.
- Ale co też ty...
- Nic, mamo - rzekł Havard i objął ją wolnym ramieniem. - Wejdzmy już do izby, a Mali
tymczasem rozbierze chłopców.
Mali zmarzniętymi palcami z trudem rozwiązywała sznurowadła niecierpliwych synów.
Odczuwała obecność teścia jak fizyczną uciążliwość i miała nadzieję, że on pójdzie do izby
razem z chłopcami. Kiedy jednak rozebrała dzieci, wysłała je do ojca i zaczęła zdejmować
swoje okrycie, on w dalszym ciągu stał w sieni.
- Zniszczyłaś więzi między mną i moim synem - zarzucił jej nagle.
- Nie, ty potrafiłeś zniszczyć je sam, Oddleiv, dobrze o tym wiesz - odparła Mali, starając
się zachować spokój. - Poza tym nie sądzę, żeby było specjalnie dużo tych więzi do
niszczenia. Gorzej jest z Ruth. Moim zdaniem ona nie wygląda dobrze, ale ty chyba jesteś
taki sam jak zawsze. Ty się nigdy nie zmienisz - dodała ze złością.
- Ani ty - warknął głucho. - Ty pozostaniesz tą samą zarozumiałą krową, ty zawsze
spadniesz na cztery łapy. W każdym razie tak ci się wydaje, prawda? Ale nie powinnaś być
zbyt pewna siebie.
- Ty też nie - syknęła Mali, wbijając w niego wzrok. - Myślę, że będzie najlepiej, jeśli
pójdziesz do gości, zanim Havard się tu zjawi, żeby zobaczyć, co się ze mną dzieje. Nie
wypada przecież, żebyś w święta znowu znalazł się na ziemi, prawda?
Teść zrobił się purpurowo-czerwony.
- Pewnego razu, Mali Stornes... pewnego razu dostaniesz tak, że poczujesz.
- Naprawdę? - spytała Mali szyderczo, chociaż jego słowa sprawiły, że serce zaczęło bić
jej szybciej i mocniej. - A ja myślę, że powinieneś teraz dać sobie spokój, Oddleiv. Polujesz
na mnie już osiem lat, ale jeszcze mnie nie dopadłeś ani nie znalazłeś na mnie niczego. Moim
zdaniem powinieneś uznać nareszcie, że jesteś po prostu starą świnią o wyjątkowo
obrzydliwej wyobrazni, i cieszyć się, że ci jeszcze nie zrobiłam krzywdy.
Potem wyminęła go i weszła do izby, czuła jednak, że drżą jej ręce. Och, jakby on się na
mnie zemścił, gdyby znał prawdę, pomyślała. Teraz wszystko zależy od tego, kogo Mali
urodzi na początku lata.
Wyglądało na to, że rzeczywiście bardzo długo nie odwiedzali Gjelstad, bo w minionym
roku wydarzyło się tu więcej, niż sądzili. Mali była kompletnie nieprzygotowana na to, że w
izbie spotka dwie nieznajome panny. I Kristen, i Oddvar mieli narzeczone, które stały teraz
przy nich.
- Bardzo proszę, Mali, poznaj dwie młode osoby, które niedługo wejdą do naszej rodziny -
powiedziała Ruth z gorączkowymi wypiekami na chudych, bladych policzkach. - Może
zaczniemy od Helgi?
Kobieta, która trzymała pod rękę Kristena, wyciągnęła do Mali białą, chłodną dłoń. Była to
wysoka, szczupła panna, która przyglądała się Mali zimnym wzrokiem.
- A więc to ty jesteś Mali - powiedziała. Głos był równie zimny jak spojrzenie. - Owszem,
owszem, Kristen opowiadał mi o tobie.
- A mnie nikt o tobie nie powiedział - odparła Mali, patrząc na Helgę. - Jak widzę,
postanowiłeś znalezć sobie następczynię Karine, Kristen.
Kristen zaczerwienił się po korzonki włosów.
- To przecież nic dziwnego, że wdowiec się żeni - burknął krótko. - Nawet ty tak zrobiłaś.
- Nie chciałam powiedzieć nic przykrego - rzekła Mali. - yle zrozumiałeś moje słowa.
Moim zdaniem to bardzo dobrze, że i ty, i chłopcy będziecie znowu mieli w domu kobietę.
Coś jednak mówiło Mali, że ta chłodna panna nie zamierza się specjalnie przejmować
synami Karine. Chyba nie troskliwość wobec sierot sprawiła, że zgodziła się wyjść za
młodego gospodarza Gjelstad. Na to w jej wzroku było zbyt wiele zimnego wyrachowania.
Mali nie mogła pojąć, że Kristen sam tego nie widzi, iż Helga nie będzie dobrą zastępczą
matką dla jego synów.
Może on jednak wcale się tym nie przejmuje, pomyślała Mali, przyglądając mu się
uważnie. Wzrok mu błyszczał z podniecenia, kiedy patrzył na Helgę. Tak jest, z pewnością ta
ma do ofiarowania w łóżku zupełnie co innego niż Karine w ciągu ostatnich lat, przyszło Mali
na myśl. Ona z pewnością wie, jak uzależnić Kristena zarówno od siebie, jak i od tego, co
może mu dać, zanim pokaże mu swoje prawdziwe oblicze. I w żadnym razie nie będzie
podporządkowaną kobietą, którą można pomiatać. Nie pozwoli na to również teściowi,
pomyślała Mali. Pojęcia nie miała, skąd jej to przyszło do głowy, przeczuwała jednak, że
stary gospodarz Gjelstad nie odważy się zaczepić Helgi.
Już bardziej prawdopodobne, że będzie tego próbował z ukochaną Oddvara. Tamta była
nieduża i niezbyt zgrabna, miała okrągłą, miłą twarz i sympatyczny uśmiech. Oddvar zatem
musiał zerwać z poprzednią narzeczoną, myślała Mali, chociaż już w poprzednie święta [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jungheinrich.pev.pl
  • Wątki

    Cytat


    Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
    Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
    Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
    De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
    Dies diem doces - dzień uczy dzień.