[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tajemnicze sprawy.
Do licha pomyślałem. Od kilku lat, odkąd jestem pracownikiem
prowincjonalnego muzeum, bywałem często zapraszany na przeróżne spotkania
1 konferencje to do Warszawy, to do Krakowa. I zawsze w najlepszym razie rezer
wowano dla mnie łóżko w kilkuosobowym pokoju, a już nikomu nawet na myśl
nie przyszło zapewnić mi rozrywkę, bilety do teatru czy coś w tym rodzaju. A tu
taj oczekiwały na nas trzy jednoosobowe pokoje w najlepszym hotelu i bilety do
teatru, jakbyśmy byli jakąś zagraniczną delegacją, a nie pracownikami muzeum,
które dopiero ma powstać... Nie, to nieprawdopodobne..." powtarzałem.
Nagle lewą ręką chwyciłem dłoń panny Wierzchoń, a prawą rękę Bigosa.
Zcisnąłem je jak żelaznymi kleszczami.
Idziemy! Natychmiast, stąd idziemy. Stało się coś strasznego szepnąłem
do nich.
Z taką siłą trzymałem ich za ręce, że posłusznie, trochę przerażeni, wyszli ze mną z
teatralnej loży.
Na oświetlonym korytarzu popatrzyli na mnie ze zdumieniem.
Co się stało? wyjąkał Bigos.
To wszystko jest fikcją powiedziałem. Te bilety do teatru, te zarezer
wowane pokoje...
Ich zdumienie wzrosło.
Co jest fikcją? Przecież dostaliśmy bilety i są dla nas pokoje. To nie fikcja,
tylko rzeczywistość rzekła panna Wierzchoń.
75
Czy nie rozumiecie, że wciągnięto nas w pułapkę? Wracamy do Janówki.
Natychmiast!
Nie słuchając okrzyków protestu i oburzenia, znowu chwyciłem silnie ich dłonie.
Ubierać się! wrzasnąłem. Jedziemy do dworu.
Bigos jęknął:
O Boże, Boże, za co my cierpimy!...
Ale grozny ton mego głosu nakazywał posłuszeństwo. Szatniarka wydała nam
płaszcze, choć również była bardzo zdziwiona.
Nie podobała się państwu ta sztuka? Przecież to historia o miłości, a pań
stwo tacy młodzi...
Roznosił mnie gniew, niepokój, oburzenie. Nie panowałem już nad sobą.
To jest pułapka, proszę pani! zawołałem do szatniarki, niemal wyrywa
jąc jej z rąk swój płaszcz.
Bigos ponownie stuknął się palcem w czoło, dając szatniarce do zrozumienia, że
jestem niebezpiecznym wariatem. A ja znowu chwyciłem za rękę pannę Wierz-choń i
kolegę Bigosa, i zacząłem ich, nieco opierających się, ciągnąć ku drzwiom wyjściowym.
Szatniarka głośno biadoliła:
Takie piękne przedstawienie, a państwo wychodzą... Takie piękne przed
stawię. .. chciała powtórzyć, lecz urwała. Ktoś jeszcze wyszedł z widowni
i podał jej numerek. Zajęty jednak wyciąganiem na ulicę mych współpracowni
ków, nie zainteresowałem się, kogo to znudził piękny spektakl o miłości.
Na ulicy panna Wierzchoń zbuntowała się.
Jeśli pan nie puści mojej ręki, zawołam milicję rzekła.
Prędzej... prędzej... prędzej mruczałem. I nawet szturchałem w bok
kolegę Bigosa, żeby przyśpieszył kroku. Nie zląkłem się też grózb panny Wierz
choń i nie puściłem jej ręki, dopóki nie zajęła miejsca w wehikule.
Wracamy do Janówki szepnąłem radośnie, uruchamiając silnik.
Kolega Bigos zdawał się być pogodzony z losem. Stwierdził:
Nie mam do pana urazy, ponieważ przedstawienie było nudne. Nie lubię
sztuk o miłości. Niepotrzebnie mnie pan poszturchiwał. Zdaje się; że złamał mi
pan żebro, panie kustoszu.
Panna Wierzchoń kiwnęła głową, udając rezygnację.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Spóznimy się jutro na kon
ferencję i pana kustosza zwolnią z posady. Nieludzkie traktowanie współpracow
ników też chyba zostanie wzięte pod uwagę.
Nie słuchałem jej narzekań i złośliwości. Spieszyło mi się do Janówki tak bardzo, że
ruchliwe skrzyżowanie Piotrkowskiej i Andrzeja przejechałem na żółtych światłach.
Pirat drogowy stwierdziła panna Wierzchoń, dorzucając jeszcze jeden
kamyczek do owej góry pretensji, jakie do mnie miała.
76
Czy nie rozumiecie, że żadnej konferencji nie będzie? Hotel i bilety do
teatru zorganizowano tylko po to, aby nas na całą noc wywabić ze dworu.
Pańska podejrzliwość przekracza wszelkie granice przyzwoitości zawo
łała panna Wierzchoń. A jeśli nie? Jeśli konferencja jednak się odbędzie?
To najwyżej spóznimy się odrobinę... odrzekłem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ebook @ pobieranie @ pdf @ do ÂściÂągnięcia @ download
Wątki
- Home
- (16) Nienacki Zbigniew Pan Samochodzik i nieuchwytny kolekcjoner
- Boge Anne Lise Grzech pierworodny 16 ChśÂód
- J.R.R. Tolkien The Unfinished Tales Of M
- 037. Jordan Penny Na Riwierze francuskiej
- Freda Warrington Vampire 00 Dracula the Undead
- 08 Mark Twain, 'Huckleberry Finn'
- Meadow Grass [Alice Brown]
- EAA Izh46
- Cathie Linz Pośźć danie w cieniu lodowców
- Gordon Korman Everest 02 The Climb
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ninetynine.opx.pl
Cytat
Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
Dies diem doces - dzień uczy dzień.