Dawno mówią: gdzie Bóg, tam zgoda. Orzechowski

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jest ju\ tak pózno!
- Ja... hm... poczekam w kuchni - rzekł naraz Ben
zupełnie innym, pełnym wahania tonem.
Jace ubrał się szybko.
- Przykro mi, \e muszę wyjść w takim pośpiechu.
Widocznie coś się stało - wyjaśnił i szybko pocałował
Samanthę w usta. - Nie ma \adnego powodu, \ebyś ju\
wstawała. Pośpij sobie trochę.
Nie czekając na odpowiedz, pocałował ją jeszcze raz i
wyszedł. W korytarzu zrozumiał, co spowodowało nagłą
zmianę tonu Bena. Drzwi do pokoju gościnnego były
szeroko otwarte, a łó\ko w środku schludnie po
ścielone. Nie ulegało wątpliwości, \e nikt w nim nie spał
ostatniej nocy.
Jace zrównał się z Benem w drzwiach wyjściowych.
- O co chodzi? Generator chyba zadziałał?
Ben popatrzył z zaciekawieniem na swojego praco-
dawcę, ale na widok kamiennej twarzy Jace'a przeszedł
do rzeczy:
- Vince miał z tym generatorem cię\ką przeprawę.
Kiedy sprawdzał go kilka dni temu, wydawało się, \e
wszystko w porządku, ale teraz... sam nie wiem. Vince
lepiej ci to wyjaśni. Przenieśliśmy świe\o wyklute
kurczaki do oficyny, \eby nie zmarzły. Na razie czują się
dobrze.
- Wygląda na to, \e mieliście cię\ką noc. Spałeś
trochę?
Ben z lekkim uśmiechem obejrzał się na dom.
- Chyba tyle samo co ty - rzekł z rozbawieniem. Ben
i Helen byli wielkim oparciem dla Jace'a po
śmierci \ony. Ben wziął wówczas na siebie większość
obowiązków związanych z prowadzeniem rancza i Jace
miał u niego ogromny dług wdzięczności, ale nie sądził,
by do spłacenia tego długu konieczna była szczegółowa
relacja z ostatniej nocy, tote\ zignorował tę uwagę.
- Czy są jeszcze jakieś inne problemy oprócz gene-
ratora? - zapytał. - Jak tam łata na dachu stajni?
ROZDZIAA DZIEWITY
Samantha stała przy oknie w sypialni Jace'a, zawi-
nięta tylko w koc, i patrzyła na sylwetki dwóch mę\-
czyzn przemierzających podwórze w bladym świetle
wczesnego poranka. W powietrzu wirowały białe płatki
unoszone z ziemi przez wiatr, ale śnieg ju\ nie padał.
Pomimo ognia płonącego w kominku w pokoju było
chłodno. Samantha owinęła się mocniej kocem.
Pomysł, by wpełznąć do łó\ka Jace'a i pospać jeszcze
kilka godzin, był bardzo kuszący, jednak po krótkim
namyśle poszła do łazienki. Ku jej niepomiernej uldze
okazało się, \e woda w rurach jest gorąca. Samantha
wykąpała się i ubrała, a potem poszła do kuchni i na-
stawiła ekspres.
Czekając, a\ kawa się zaparzy, wróciła do sypialni
Jace'a i rozejrzała się dokoła, po raz pierwszy zwracając
uwagę na osobiste drobiazgi. Był to pokój cię\ko pra-
cującego człowieka, obdarzonego silnym charakterem,
uczciwego i szczerego, ale nie pozbawionego przy tym
poczucia humoru. Samantha przypomniała sobie ra-
dość, jaką sprawiła jej walka na śnie\ki. W jej \yciu
było stanowczo zbyt mało takich chwil.
Zatrzymała wzrok na nocnym stoliku, gdzie le\ały
trzy puste opakowania po prezerwatywach. Wyrzuciła je
do śmieci. To była magiczna noc, przewy\szająca
wszelkie fantazje, jakie wcześniej przychodziły jej do
głowy.
Wróciła do kuchni i nalała kawy do fili\anki. Uświa-
domiła sobie naraz, \e chocia\ Jace'a nie było w domu,
zaparzyła mocną kawę, taką, jaką on lubił. Zresztą nie
była to jedyna zmiana w jej zachowaniu.
Przez całe \ycie starała się sprawować kontrolę nad
wszystkim, a jednak w ciągu ostatnich miesięcy doznała
wra\enia, jakby rozmaite sprawy zaczęły wymykać jej
się z rąk. Wizyta u Jerry'ego była ostatnią rozpaczliwą
próbą odzyskania kontroli nad niektórymi sprawami.
Odstawiła pustą fili\ankę, a potem pokroiła na
kawałki kilka marchwi oraz jabłek i zapakowała je do
plastikowej torby. Odło\yła torbę na szafkę, ubrała się w
kurtkę i z determinacją ruszyła do kurnika. Na szczęście
nie spotkała po drodze Jace'a ani \adnego z jego
pracowników. Napełniła wiadro ziarnem i pchnęła
drzwi.
- Cip, cip, kurczaczki! Pora na śniadanie.
Udało jej się wysypać ziarno do korytka bez \adnego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jungheinrich.pev.pl
  • Wątki

    Cytat


    Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
    Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
    Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
    De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
    Dies diem doces - dzień uczy dzień.