Dawno mówią: gdzie Bóg, tam zgoda. Orzechowski

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiedząc, jak uległa ofiara, wyrzekająca się samej siebie, zdana jedynie na bezwzględność losu, co
potrafi zniszczyć nawet godność człowieka, godność mężczyzny też.
Irek skurczył się na krześle i poruszając bezgłośnie ustami, wbijał wzrok w podłogę.
Słoneczne cętki na chłodnej posadzce nabierały czerwonawego odcienia. Cóż można było
powiedzieć po kanonadzie takich słów? Gdy minęła dłuższa chwila, uniósł jednak głowę i bąknął
niepewnie:
- Chciałbym wiedzieć, do czego pan zmierza.
Tubiełło wstał, dyskretnie rozprostował kości i przysiadł na krawędzi biurka. Spojrzał z
bliska na Irka, a ten dopiero teraz zauważył, że oczy doktora są niepokojące, potrafią przeszywać,
mają bladozielone tęczówki wpisane w obwódki o smoliście czarnej barwie.
- Wierzy pan w Boga? - zapytał. - Tak odrzekł Irek.
- A czyjego intencje nie są widoczne? Czy te obrazki - rozrzucił plik wydruków badania -
nie mówią wyraznie, do czego Bóg wobec pana zmierza? Ja natomiast chciałbym ominąć gehennę,
którą panu sprokurował, i zaproponować overleading.
Milcząc, podrzucił kilka razy piłeczkę, a następnie zwinnym ruchem umieścił ją w
przezroczystym pojemniku.
- Co to znaczy?
- Nie wyrażam się jasno? Chcę pana przeprowadzić. - Przeprowadzić?...
- Tak jest, przeprowadzić. Mądrze i bezpiecznie przeprowadzić na tamtą stronę.
Irek nie wiedział, jak zareagować.
Czy zebrać siły, wstać w milczeniu i wyjść, czy przypomnieć sobie najbardziej plugawe
przekleństwa, zrekompensować wrzaskiem słabość i poczucie bezsensu jakiejkolwiek obrony? A
może powiedzieć coś mądrego, o przykazaniach Bożych, o życiu, śmierci, Piśmie Zwiętym?
Tylko co?
Zrobiło mu się zimno, zacisnął ręce; czuł, że się trzęsą i lodowacieją. Przez chwilę poruszał
ustami i mlaskał językiem, jak gdyby próbując dzwięku różnych wyrazów. Wreszcie wykrztusił:
- Pan chce, żebym ja umarł... Doktor uśmiechnął się z politowaniem.
- Czy to aby na pewno j a chcę? Jest pan przekonany, że j a? To j a temu wszystkiemu
jestem winien? - flegmatycznym ruchem podniósł do góry plik wydruków, a potem rozluznił palce.
Arkusze ze śliskim szelestem rozsypały się po biurku, kilka spadło na podłogę.
- Przecież to, co pan mi proponuje, to jest... - pociągnął nosem - to jest... Eutanazja to jest!
Tubiełło pochylił się nad nim, zacisnął dłonie na ramionach, przybliżył pachnącą twarz,
nieomal dotykając czołem jego czoła. Zajrzał przy tym głęboko w oczy, wzrokiem kłującym jak
reflektory, które omiatają czarne niebo.
- Dlaczego pan używa tego słowa? - wyszeptał miękkim głosem. - Jak można nosić w sobie
tyle nienawiści? Zrównuje mnie pan teraz z nazistami, którzy podstępnie
uśmiercali nieuleczalnie chorych, albo lekarzami - dewiantami, zafascynowanymi
zadawaniem śmierci. Czyja coś przed panem ukrywam, czy robię coś bez pańskiej wiedzy i na
przekór Boskim wyrokom? Działam zgodnie z podstawowym prawem natury, a przy tym chcę
zapewnić panu spokój, dać absolutną władzę nad samym sobą, dać zwycięstwo nad
przeznaczeniem, bo dzięki mnie od pana, a nie od niego będzie zależało załatwienie tej ostatecznej
ludzkiej sprawy. Sprawy, o której sama myśl jest dla wielu, nawet zdrowych i młodych, obsesją,
największym przekleństwem życia. Będzie to wynikiem pańskiej głębokiej i świadomej decyzji, a
nie okoliczności zewnętrznych czy fizjologicznych. Ponadto jest pan wolnym człowiekiem, w
każdej chwili może pan wyjść, powiedzieć  żegnam .
Irek przełknął ślinę, która znowu napływała strumieniem.
- Jak to: wyjść? Przecież pan dobrze wie, że nie mogę i nigdy nigdzie nie wyjdę.
- Istnieje u nas Oddział O-L, na którym podejmuje się takie decyzje. W ciszy, skupieniu,
atmosferze szacunku. Jeżeli wyrazi pan zgodę, umieszczę tam pana. Będzie pan dysponował
nieograniczonym czasem. Miesiąc, pół roku, ile będzie potrzeba. Będzie pan również mógł w
każdym momencie zrezygnować.
- To... takie hospicjum?
- Och, cóż za egzaltacja! Niech pan nie przesadza. Niech pan już nic więcej nie mówi, nie
wolno, nic tak nie szkodzi, jak gwałtowne wzruszenia. Powinien pan wyciągnąć się trochę,
zdrzemnąć. Wezwę personel, odwiezie pana na salę.
- Sam pójdę.
- Absolutnie... Musi pan unikać nawet i takich wysiłków.
Kiedy już przybyła pielęgniarka z wózkiem i odjeżdżał w najprawdziwszą siną dal
opustoszałego korytarza, bo takim kolorem wykładzin oznaczono całe czwarte piętro, Tubiełło
pomachał mu przez otwarte drzwi:
- Niech pan będzie dobrej myśli, panie Ireneuszu!
Na sali %7łebujka akurat opowiadał o swoich samochodach. Zachodzące słońce, przesiane
przez szczebelki żaluzji, kładło mu się na twarzy czerwonymi pasmami, tak że wyglądał jak
Indianin w barwach wojennych. Podniósł wezgłowie łóżka, rozparł się wygodnie i perorował
pełnym głosem. Inni słuchali, półdrzemiąc bądz świdrując oczami sufit.
Irek siorbnął gorzkiej wody z kranu nad umywalką, wśliznął się pod koc i przytulony do
chudej poduszki, słuchał także.
- Pierw miałem malucha-mutanta. Osiemnastolatek był, jeszcze z tymi starymi felgami jak
pokrywki, ale po blacharce, podłoga zrobiona ekstra, progi, błotniki z przodu. Ojciec sam miał
favoritkę, malucha kupił za dwa tysiące, przyprowadził i mówi:  Chcesz się uczyć jezdzić, to się
ucz, ale na tym gównie. Jak rozwalisz, to już ode mnie następnego nie dostaniesz . Taki koleżka z
samochodówki mi go zrobił, taki... nie pamiętam... odpadł parę lat temu. Spiłowywało się głowicę,
żeby był lepszy stopień sprężania, trzeba było też włożyć specjalny wałek rozrządu z innymi
krzywkami, zmienić dysze w gazniku. Niektórzy też wsadzali przekładnie od cieniasa, ale ja już nie
miałem tyle forsy. Potem jeszcze tylko doprowadzić dodatkowe powietrze, wyregulować coś
tam w elektryce i szedł jak szatan, sto trzydzieści, serio! Tyle, że taki silnik siadał bardzo
szybko, grzał się jak czort i chochlował, cholera wie ile. Wiosną, w jasne noce, sam albo z jednym
kumplem, niejakim Pejpejem, tym, co miał pózniej pub  Bitter Black Nipple koło starej komendy
policji, jechaliśmy na szosę warszawską, a potem w lewo, do Aańska. Tam się dopiero, kurna,
fastrygowało po tych asfaltówkach w lesie! Jak Hołek! Radio na fuli, aż basami rypało w dekiel, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jungheinrich.pev.pl
  • Wątki

    Cytat


    Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
    Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
    Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
    De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
    Dies diem doces - dzień uczy dzień.