Dawno mówią: gdzie Bóg, tam zgoda. Orzechowski

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przybierało ciemną barwę ochronną, dwukrotnie zdołał, przypadłszy do ziemi, umknąć
uwadze uciekinierów, którzy przebiegli koło niego. Słysząc jednak ich przerażony bełkot w
języku, którego używał klan Ullfy, przekonał się, że większość mieszkańców wioski to
niewinni ludzie, nieświadomi jej prawdziwej funkcji. Byli pewni, że zaatakowały ich nocne
demony. A więc wśród uciekających mogło być zaledwie kilku Czerwonych.
Ross zmusił się do ostrej wspinaczki i dopiero na sporej wysokości zatrzymał się, by
odpocząć. Spojrzał za siebie. Nie był zaskoczony ujrzawszy w wiosce obcych, zaglądających
do domów. Zapewne szukali ukrywających się mieszkańców. Wszyscy byli ubrani w takie
same uniformy jak on, a ich pozbawione włosów czaszki błyszczały w świetle ognia.
Zdumiało go, że przechodzili przez płonące ściany, najwyrazniej nic sobie nie robiąc z żaru i
ognia.
Ludzie, którzy nie zdołali uciec z wioski bądz biegali głośno krzycząc, bądz też padali
na ziemię i zakrywszy rękoma głowę, czekali na swój los. Każdego z pochwyconych
prowadzono do grupy obcych, którzy stali przy głównym budynku. Większość ludzi
odpychano z powrotem w ciemność, kilku jednak pozostało tam w niewoli. Najwyrazniej
trwało jakieś sortowanie. Nie było wątpliwości, że obcy załatwiają swe porachunki z
Czerwonymi. Ross wcale nie pragnął poznać szczegółów. Zaczął więc znów mozolną
wspinaczkę, aż wreszcie dotarł do przełęczy.
Czekała go droga w dół, toteż nie czekając długo, ruszył wprost w mrok.
Zdecydował się zatrzymać, gdy był już zbyt zmęczony i zbyt głodny, by utrzymać się
na nogach. Odkrył małą niszę skalną i wczołgał się do niej skwapliwie. Serce tłukło mu się
nieznośnie w piersi, a każdy oddech powodował kłucie w płucach.
Obudził się o świcie, gotów do walki z nieznanym czającym się obok przeciwnikiem.
Czyjaś ciepła dłoń wylądowała na jego ustach, a nad sobą zobaczył twarz McNeila. Widząc
ulgę w oczach Rossa, McNeil cofnął dłoń.
Murdock wyczołgał się ze skalnej dziury, zmuszając do wysiłku zesztywniałe i
poobijane ciało. Rozejrzał się. McNeil był sam...
- A Ashe? - zapytał.
Pokryta kilkudniowym rudym zarostem twarz McNeila miała zatroskany wyraz.
Ruchem głowy wskazał w dół i sięgnął pod swój kilt. Po chwili wyciągnął w kierunku Rossa
zaciśniętą pięść, w której najwyrazniej coś trzymał. Murdock nastawił dłoń i McNeil wsypał
w nią garść ziarna. Ross popatrzył na suche ziarno i natychmiast poczuł głód. Zaczął
przeżuwać suchy pokarm. Gdy skończył, podążył za swym towarzyszem, który, wciąż nie
raczywszy się odezwać, schodził ku położonemu niżej lasowi.
- Nie jest dobrze - wychrypiał wreszcie McNeil w języku ludu pucharu. - Ashe
czasami traci przytomność. Rana na jego ramieniu jest znacznie poważniejsza niż początkowo
sądziłem. Grozi mu zakażenie. W lesie aż roi się od ludzi, którzy zwiali z tej przeklętej
wioski. Wszyscy są głęboko przekonani, że demony podążają ich tropem. Jeśli zobaczą cię w
tym ubraniu...
- Wiem. Zdjąłbym je, gdybym mógł - zgodził się Ross. - Ale najpierw muszę zdobyć
jakieś inne ciuchy. Nie mogę biegać nago po tym mrozie.
- A może powinieneś. To byłoby bezpieczniejsze - mruknął McNeil. - Nie wiem, co
tam się stało, ale działo się niemało.
Ross pochylił się i nabrał garść śniegu leżącego w zagłębieniu skalnym. Nie było to
wprawdzie to samo, co napić się wody, ale pozwoliło ugasić palące pragnienie.
- Mówiłeś, że Ashe traci przytomność. Co możemy zrobić, żeby mu pomóc, i jaki jest
dalszy plan?
- Musimy jakoś dotrzeć do rzeki. Wpada do morza, a u jej ujścia mamy spotkać się ze
statkiem.
Wyglądało to na niemożliwe do wykonania, ale przecież tak wiele niemożliwych
rzeczy wydarzyło się ostatnio. Trzeba spróbować. Ross nabrał kolejną garść śniegu i
wepchnął go do ust, a potem podążył za znikającym między drzewami McNeilem.
14
I tyle mojej opowieści. Resztę już wiesz.
Ross trzymał ręce tuż nad płomieniem skromnego ogniska, jakie rozpalili w
niewielkiej dziurze w ziemi, którą wykopali specjalnie w tym celu. Czuł przyjemne ciepło
rozchodzące się po zmarzniętych dłoniach. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jungheinrich.pev.pl
  • Wątki

    Cytat


    Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
    Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
    Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
    De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
    Dies diem doces - dzień uczy dzień.