Dawno mówią: gdzie Bóg, tam zgoda. Orzechowski

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

skujÄ…cymi w zÅ‚otym blasku sÅ‚oÅ„ca dÅ‚ugimi wÅ‚osami, mu­
skanymi lekkim powiewem wiatru. PatrzyÅ‚a na niego cie­
pÅ‚ym spojrzeniem jasnych zielonych oczu, podkreÅ›lajÄ…­
cych śliczną karnację twarzy. Ubrana była w kolorową
pasiastą bluzkę z bufiastymi rękawami, w obcisłe dżinsy
i dÅ‚ugie buty i wyglÄ…daÅ‚a jak typowa turystka ze Wscho­
du. Miała śliczną figurę i Nate dobrze pamiętał, jak trzy-
60
mał ją w objęciach. Czuł rozlewające się po całym ciele
gorąco. Na pewno zauważyła, co się z nim działo, ale
i ona także go pragnęła. Co wiÄ™c go jeszcze powstrzy­
mywało?
Zacisnął szczęki. Odwrócił głowę i dostrzegł cień
utworzony przez drzewa paÅ‚o, rosnÄ…ce nad korytem wy­
schłego strumienia.
- Odpocznijmy trochę - zaproponował.
Podjechali do zacienionego miejsca. Nate zsiadł z konia
i przywiązał go do drzewa. Kiedy pomagał zsiąść Christy,
poczuÅ‚a twarde muskuÅ‚y i bijÄ…ce od niego gorÄ…co. UsÅ‚y­
szała, jak ciężko oddycha. Jego bliskość była podniecająca.
Przez dłuższą chwilę patrzyli na siebie bez słowa
- Uwiążę Blue - powiedział ochrypłym głosem.
- A potem będziemy się kochać.
Gdy to mówiÅ‚, patrzyÅ‚a w innÄ… stronÄ™ i nie byÅ‚a pew­
na, czy dobrze usłyszała. Przywiązał konia i wrócił do
niej. Wtedy zrozumiała, że słuch jej nie mylił. W jego
oczach wyczytała dzikie pożądanie.
Z Å‚atwoÅ›ciÄ… podniósÅ‚ jÄ… i, trzymajÄ…c w objÄ™ciach, za­
niósł do zacienionego zakątka wśród drzew. Delikatnie
położył dziewczynę na piasku i sam rozciągnął się obok.
Zdjął kapelusz i pochylił się do jej ust.
Teraz dopiero zrozumiała, że przedtem tylko się z nią
bawił. Poprzednie podniecające pieszczoty były niczym
w porównaniu z tym gwaÅ‚townym, Å‚apczywym pocaÅ‚un­
kiem. Twardymi, szorstkimi wargami rozgniatał jej usta,
zmuszajÄ…c do poddania siÄ™ bezlitosnemu naporowi jego
ciała. Tak nie całował jej nikt dotąd.
- Rozluznij siÄ™.- szepnÄ…Å‚ przy jej ustach. - Nie masz
się czego lękać. Może będę trochę brutalniejszy od męż-
61
czyzn, z którymi miewałaś do czynienia, ale nie sprawię
ci bólu.
Na początku nie widziała sensu w jego słowach, ale
po chwili poczuÅ‚a, że Nate wsuwa jÄ™zyk w jej usta i pod­
kÅ‚ada rÄ™ce pod plecy. OtworzyÅ‚a oczy, chcÄ…c coÅ› powie­
dzieć, ale nie zdołała wykrztusić słowa.
Jedną nogę wciskał pomiędzy jej uda ze stanowczością
i siłą, jakiej nie okazał wobec niej żaden mężczyzna.
- ProszÄ™ ciÄ™... co robisz? Za szybko! - szepnęła wy­
straszona.
Uniósł głowę, by spojrzeć jej w oczy. Nachmurzył się,
bo rzeczywiście wyglądała na przestraszoną. A przecież
była tak śliczna i pociągająca. Mężczyzni pewnie od lat
oblegali jej drzwi i nie mogła w tym wieku nie mieć
żadnego doświadczenia. To tylko kolejny element gry,
choć jej strach nie wyglądał na udawany.
- De masz lat, Christy? - zapytaÅ‚ stÅ‚umionym od po­
żądania głosem.
- Dwadzieścia pięć - odpowiedziała zażenowana.
Palcami delikatnie wodziÅ‚ po jej plecach i ta piesz­
czota wywoływała nie znane jej ciału emocje. Ogarnęło
ją jakieś dziwne uczucie niepewności i podniecenia, które
wzrosło, kiedy sięgnął do staniczka i zaczął przy nim
manipulować. WiedziaÅ‚a, że nie powinna mu na to po­
zwalać, ale działo się z nią coś, czego nie rozumiała.
- A ja mam trzydzieści siedem - mruknął, patrząc
badawczo w jej oczy i jednocześnie palcami dotykając
jej piersi, aż zadrżaÅ‚a gwaÅ‚townie. - JesteÅ›my wystarcza­
jąco dorośli i wiemy, co robimy, prawda?
- Ja... chyba tak - wykrztusiła, a serce zabiło jej
mocno.
62
Pieścił ją ciepłymi palcami przez cienką tkaninę, a ona
leżała, pozwalając mu na te pieszczoty. Nie pojmowała,
dlaczego zgadza się na taką poufałość, ale czuła, że jej
ciaÅ‚em wstrzÄ…sajÄ… dreszcze rozkoszy. Z jÄ™kiem spróbo­
wała unieść się do góry.
Uśmiechnął się.
- Wspaniale - szepnÄ…Å‚. - ZastanawiaÅ‚em siÄ™, jak dÅ‚u­
go zdołasz udawać...
Nim pozbieraÅ‚a myÅ›li, zamknÄ…Å‚ jej usta swoimi. Kciu­
kiem wodziÅ‚ po jej sutku, który sztywniaÅ‚, sprawiajÄ…c nie­
mal ból, ale za każdym razem, gdy czuła dotknięcie, ciało
jej drżaÅ‚o od nie dajÄ…cej siÄ™ opisać ekstazy. JÄ™knęła i za­
nurzyÅ‚a rÄ™ce w jego gÄ™stych wÅ‚osach nad karkiem, jesz­
cze bliżej przyciÄ…gajÄ…c twarde usta mężczyzny. Rozchy­
liła wargi, a on językiem pieścił jej podniebienie.  To
jakaś niebezpieczna gorączka" - przemknęło jej przez
głowę. Pragnęła być jeszcze bliżej niego, bez ubrania,
by móc ochÅ‚odzić skórÄ™ rozpalonÄ… dotykiem jego szczu­
płych, silnych palców. Pożądała tego dotyku jak nigdy
dotÄ…d niczego.
Nate, jakby odgadujÄ…c jej myÅ›li, uniósÅ‚ jÄ… i gwaÅ‚tow­
nym szarpnięciem rozpiął staniczek. Potem, patrząc
w oczy Christy, powolnym ruchem ujÄ…Å‚ jej pierÅ›.
- Czy nie jest ci dobrze - zapytał bez ogródek - gdy
czujesz moje ręce na twoim ciele, moje usta na twoich
wargach? A to dopiero początek. Czy przedtem bywało
inaczej?
- Nie - szepnęła załamującym się głosem. Zadrżała,
gdy zaczął rozpinać jej bluzkę.
- Nie ma żywej duszy w promieniu dwudziestu mil
- dyszał, nie odrywając oczu od białej skóry jej ramion.
63
Wstrzymał oddech, gdy natrafił wzrokiem na śliczne,
twarde piersi o różowych sutkach. NapawaÅ‚ siÄ™ ich wi­
dokiem, ale to mu nie wystarczyło. Pochylił się i zaczaj
je całować.
Christy zaszlochała. Nigdy jeszcze nie doświadczyła tak
słodkiej udręki. Nate podziwiał jej ciało, nie ukrywając, że
uważa ją za piękną, i pieścił wargami jej skórę. Przywarta
do niego, podajÄ…c mu usta, jakby bÅ‚agajÄ…c o dalsze piesz­
czoty. Miała wrażenie, że nie przeżyje tej rozkoszy. I wtedy
przyciągnął ją do siebie, naparł gwałtownie biodrami na jej
biodra, przytrzymując ją silną ręką.
Do tej pory nie miała do czynienia z podnieconym
mężczyzną i teraz przeraziła się. Zależało jej na nim i nie
chciała zrazić go odmową. Ale za chwilę będzie już za
pózno. Sądząc po jego zachowaniu, po tym, jak drżał
z podniecenia, nic już nie bÄ™dzie w stanie go powstrzy­
mać. ByÅ‚ doÅ›wiadczony i najwidoczniej jÄ… również za ta­
ką uważał. Dlaczego posunął się tak daleko? Przecież
mówiła mu, że jest w tych sprawach nowicjuszką. Może
zle ją zrozumiał?
Starczyło jej sił, żeby oderwać od niego usta, gdy
uniósÅ‚ gÅ‚owÄ™. WyobraziÅ‚a sobie, jak teraz wyglÄ…da, z na­
brzmiałymi wargami, półnaga. Trzeba to jakoś przerwać.
- Proszę - szepnęła, opierając się ręką o jego szeroką
pierÅ›.
- Odepnij - rozkazał niskim głosem, z pożądaniem
w oczach.
-Co?
Szarpnął koszulę, odsłaniając muskularny tors pokryty
czarnym, skręconym zarostem.
- Tutaj - wziął jej rękę i zanurzył ją w ciepłych, gęs-
64
tych włosach. - Tak właśnie lubię - wydyszał, kierując
jej ręką i pojękując w upojeniu.
Bezwiednie wyciągnęła również drugą rękę, zbyt
oszoÅ‚omiona, by oprzeć siÄ™ zmysÅ‚om. PieÅ›ciÅ‚a go, zafa­
scynowana wpływem, jaki na niego wywierała. Wił się,
tak jak przedtem ona. Pomyślała, szczęśliwa, że i ona
potrafi dawać komuś rozkosz.
- Christy - wychrypiał.
Nachylił się do jej ust, przyciągając ją bliżej, aż otarła
się gładką skórą o jego szorstką, owłosioną pierś.
Krzyknęła w ekstazie, pragnąc przytulić się do tego
rozpalonego pożądaniem mężczyzny. Ale gdy gwałtownie
przewrócił ją na plecy, położył się na niej i obezwładnił
silnymi nogami, wpadła w panikę.
Otworzyła szeroko oczy.
- Nie! - szepnęła, rozdygotana pod jego palącym
spojrzeniem. - Nie, Nate, proszÄ™! Nie mogÄ™!
- Do diabła! - powiedział ostro, rozgorączkowany. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jungheinrich.pev.pl
  • WÄ…tki

    Cytat


    Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
    Dla cierpiÄ…cego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiÄ…cego psychicznie - przyjaciel. Menander
    Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
    De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
    Dies diem doces - dzień uczy dzień.