Dawno mówią: gdzie Bóg, tam zgoda. Orzechowski

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Raczej tak - odpowiedziala. - Dose nieprawdopodobne.
- Wydawalo mi si~, ze pani mllz powinien wiedziee 0 naszych
podejrzeniach - powiedzial szeryf Butler. - Kontaktuj~ si~ ze wszystkimi
duchownymi w hrabstwie Cherokee. Wydaje mi si~, ze bogobojni
kaznodzieje powinni si~ tym zainteresowae.
- Oczywiscie. Oczywiscie - przytaknlll Haden.
- Dzi~kujemy, ze przekazal nam pan t~ wiadomose - powiedziala
Esther. - Ma pan poj~cie, co to mogll bye za ludzie?
- Nie mam pewnosci, madam. Ale moze bye pani pewna, ze robimy,
co mozemy, zeby si~ dowiedziee. Okoliczni mieszkancy majlljuz
dose ofiar ze zwierzllt.
Haden nerwowo potarl dlonie. Niech go szlag! Esther miala ochot~
wymierzye mu policzek. To nie pora, zeby mi~knlle. Rano, kiedy kazal
jej pozbye si~ wszystkiego, co IllCzy ich z kr~giem, byl dose stanowczy.
Wolala twardego, stawiajllcego warunki Hadena niz mi~czaka
i slabeusza, jakim cz~sto si~ okazywal.
- Chyba ... chyba pan nie Slldzi, ze istnieje jakis zwillzek mi~dzy
ofiarami ze zwierzllt a rytualnymi morderstwami? - spytal Haden, lekko
drzllcym glosem.
- Bierzemy pod uwag~ mozliwose, ze mordercll jest czlonekruchu.
- Szeryf spojrzal w oczy Esther.
- Cos potwomego. - Esther pokr~cila glowll, udajllc zmartwienie.
- B~d~ si~ z panstwem kontaktowal od czasu do czasu. - Szeryf
Butler podal r~k~ Hadenowi i wymienil z nim krotki uscisk dloni. -
Musz~ zajrzee jeszcze w par~ miejsc, wi~c b~d~jechal.
Haden odprowadzil szeryfa na chodnik, a jak tylko Butler wsiadl do
ci~zarowki, szybko wrocil do domu. Z miejsca zaatakowal Esther.
- Widzisz, co narobilas swojll glupotll?! - ryknlll. - On wie. Mowi~
ci, ze wie.
- Wie tylko to, co powiedziala mu Genny Madoc, a wierz mi, ze nie
powiedziala nic takiego, co mogloby skonczyc si~ w slldzie.
- W slldzie? Czy ty myslisz, ze martwi~ si~ tylko tym, zeby mnie
nie zamkn~li? Jezeli wyjdzie na jaw, ze jestes czarownicll, strac~ prac~.
Nigdy wi~cej nie b~d~ mogl glosie kazan.
- To nie byloby wcale takie zle. Nie cierpi~ byc zon~ duchownego.
Nigdy nie cierpialam.
- Tak, wiem. - Spojrzenie Hadena powiedzialo jej, ze :zywi do
niej niech~c w takim samym stopniu, w jakim ona gardzi nim. - Mamy
powazny problem, jest si~ czym martwic. Powaznie. Co, jezeli Genevieve
Madoc b~dzie usilowala jeszcze raz si~ z tob~ skontaktowac?
- Mam tak~ nadziej~. Ma wielk~ moc i moglaby ... - Haden
wymierzyl Esther policzek. Zachwiala si~, potarla policzek i spojrzala
na niego z wscieklosci~.
- Nie pozwalam na to - powiedzial. - Slyszysz? Chyba wiesz, ze ta
kobieta jest dla nas niezwykle niebezpieczna.
- Zrobilam to, 0 co prosiles. - Esther si~ rozesmiala. - Wywiozlam
wszystkie przedmioty, ktore moglyby scil\gn~c na nas podejrzenia
o powi~zanie z kultem. Mam zamiar zrobic to, co do mnie nale:zy, zeby
nas chronic. Ale musisz cos zrozumiec. Nie boj~ si~ ciebie, Haden. Nie
masz nade mn~ wladzy. - Podeszla do niego z usmiechem na ustach. -
I niezaleznie od tego, co ci si~ zdaje, nie masz wladzy nad Genny Madoc.
Ale moze ja mam. Mog~ j~przekl~c. Mog~ ...
- Jestes kretynkl'!:,jezeli ci si~ zdaje, ze mozesz rzucac na ludzi
przeklenstwa lub czary. Nie masz zadnej magieznej mocy. - Spojrzal na
nil'!:,mierz~c j~ od stop do glow. - Masz talent jedynie do tego, zeby swoim
cialem zadowalac m~zczyzn. Nie poradzisz sobie z Genny Madoc.
Za to ja wiem, jak to zrobic.
glow~kl~bily si~ burzowe chmury. Nagle w oddali dalo si~ slyszec uderzenie
pioruna. Prawdopodobnie do rana spadnie deszcz. A jezeli temperatura
si~gnie w nocy zera, moze padac snieg.
Dallas wszedl na oszklon~ werand~, wytarl nogi w wycieraczk~
i zdj~l kurtk~. Powinien wstawic wod~ na herbat~. Kiedy Genny si~
obudzi, b~dzie chciala si~ napic czegos cieplego. Przygotuje tez kanapki
na kolacj~. Pewnie nie b~dzie chciala nie jesc, ale namowi jl'!:,zeby jednak
cos przegryzla.
Powiesil kurtk~ na wieszaku na werandzie, poszedl do kuchni
i zabral si~ za przygotowywanie wieczornego posilku. Zanim czajnik
z gotuj~c~ si~ wod~ zacz~l gwizdac, uslyszal skomlenie Drudwyna
i wiedzial, ze Genny si~ obudzila i bawi si~ z wilczurem. Szybko
zaparzyl kubek herbaty. Nios~c go przez korytarz, uzmyslowil sobie,
ze czula troska 0 kobiet~ zupelnie nie byla w jego stylu. Do tej pory
w zwi~zkach zwykle to on byl obdarzany troskliwosci~ i czulosci~. Kobiety
na ogol si~ za nim uganialy, a kiedy mialy chociaz cien nadziei, ze
go usidll'!:,okazywaly mu swoje wzgl~dy. Po raz pierwszy w zyciu to on
cos z siebie dawal, a nie bral.
Chrzftkn~l, kiedy znalazl si~ przed drzwiami sypialni Genny.
Smieszne, ale nigdy wczesniej na zadnej kobiecie nie zalezalo mu na
tyle, zeby zawracac sobie glow~ jej potrzebami innymi niz seksualne.
Genny byla inna. .
Boze, to malo powiedziane!
Kiedy wszedl do pokoju, zobaczyl Genny siedz~c~ na podlodze przy
kominku. Obejmowala Drudwyna za szyj~ i glaskala go pieszczotliwie.
- Lepiej ci? - spytal.
- Lepiej. - Uniosla glow~ i si~ usmiechn~la. Spojrzala na kubek,
ktory trzymal w r~ce. - To dla mnie?
- Gor~ca herbata. - Podal jej kubek.
- Dzi~kuj~. - Uniosla kubek do ust i wypila kilka niedtiZych
lykow.
Wycil\gn~l r~k~ i poglaskalj~po glowie, po uchu i ramieniu.
- Wypij herbat~, a ja pojd~ do kuchni i zrobi~ kilka kanapek.
- Naprawd~ nie jestem glodna.
- Zjesz tyle, ile dasz rad~ - powiedzial. - Ale cos musisz przelkn~
c.
- Dobrze, yu ne ga, b~d~ posluszna - odrzekla kusz~co Genny.
- Jak mnie nazwalas? - spytal.
- Nazwalam ci~ bialym czlowiekiem - rozesmiala si~.
Wallace MacKinnon zadzwonil poznym popoludniem, zeby spytac,
czy ma przyjsc nazajutrz do pracy. Dallas powiedzial mu, ze tak, 0 ile Genny
nie polecila mu inaczej. Nie bylo powodu zakladac, ze Genny nie b~dzie
w stanie prowadzic w miar~ normalnego :zycia, chociaz wiedziala, ze jest
ostatecznym celem szalenca. Dallas nie chcial zostawiac jej samej, nawet
gdyby Jacob mogl zapewnic jej naleZyt~ ochron~. Ale sytuacja wygl~dala
tak, ze Jacob mial ograniczon~ liczb~ pracownikow i kaZdy byl potrzebny.
Wydzial szeryfa mialby wi~c problem, gdyby jednego funkcjonariusza
musial oddelegowac do pilnowania Genny. A poza tym, Dallas nie byl
przekonany, czy jej bezpieczenstwo powierzylby w r~ce kogos innego.
Genny odpoczywala, a Dallas dogl~dal szklarni, bo poprosila go 0 to,
kiedy na chwil~ si~ przebudzila. Zostawil przy niej Drudwyna i dwa razy
sprawdzil, czy dobrze zamkn~l drzwi, zanim wyszedl na zewn~trz.
Slonce juz zaszlo i po wzgorzach przesuwaly si~ polcienie zmierzchu.
Nadchodzila noc. Stoj~c na tylnym ganku, spojrzal w niebo. Nad
- No c6z, jestem bialy, wi~c to chyba nie byla obelga. - Usmiechnllol
si~ promiennie. - Ajak m6wi do ciebie Jacob? Igi go?
- I gi do - poprawila go. - To w j~zyku Cherokee znaczy "siostra".
Dallas nagle poczul uklucie zazdrosci. Genny tyle llloCzyloz kuzynem
i nawet nazywal jllopieszczotliwie.
- Moze powinienem nauczye si~ j~zyka Cherokee - powiedzial,
zbierajllocsi~ do wyjscia.
- Wiesz, jak chcialabym, zebys do mnie m6wil?
Przystanllolw progu i obejrzal si~ przez rami~.
- Jak chcialabys, zebym do ciebie mowil?
- A qua da Ii i.
Dallas powtorzyl slowa.
- A co to znaczy?
- Powiem ci. .. kiedys.
Usmiech Genny rozjasnil caly pokoj. Cholera, rozjasnil mu caly
swiat.
- Mog~ spytae Jacoba. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jungheinrich.pev.pl
  • Wątki

    Cytat


    Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
    Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
    Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
    De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
    Dies diem doces - dzień uczy dzień.