[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czy jest jakiś klej i zapałki?
- Znajdą się.
Zaprowadzono go do małej wystraszonej dziewczynki, która siedziała na kolanach
matki.
- To moja wina - powiedziała kobieta. - Pozwoliłam jej bawić się zerwanym naszyjnikiem.
Nie przyszło mi do głowy, że włoży sobie koralik do nosa.
- No cóż, zdarza się. Zaraz sobie z tym poradzimy.
Przeszli do gabinetu zabiegowego, gdzie Ed położył dziewczynkę na kozetce i
poprosił, by się nie ruszała. Następnie umoczył zapałkę w mocnym kleju, odczekał trochę,
delikatnie wsunął ją do nosa dziecka i po chwili wyciągnął koralik.
- Bardzo panu dziękuję, doktorze - zawołała uradowana matka. - Myślę, że mała będzie
miała teraz nauczkę na przyszłość, żeby nie wkładać nic do nosa.
- Mam nadzieję.
Ed pożegnał się z małą pacjentką i obejrzał zdjęcia rentgenowskie, które akurat
przyniesiono. Postanowił nie wysyłać chłopca ze złamaną ręką do szpitala w Audley, tylko
opatrzyć go na miejscu. Wiedział jednak, że nie będzie to łatwe.
- Odciągniemy krew z ręki i podamy miejscowy środek znieczulający - wyjaśnił chłopcu i
jego matce. - Potem nastawimy kości i założymy gips. Zajmie to trochę czasu, ale myślę, że
nie będzie uszkodzenia nerwów i naczyń krwionośnych.
Z pomocą pielęgniarki starannie obwiązał ramię chłopca, aby odciąć krążenie, i wstrzyknął
środek znieczulający, po czym odczekał, aż zacznie działać.
- To nie powinno boleć - powiedział chłopcu, ujmując go mocno za dłoń i przedramię.
Pociągnął zdecydowanym ruchem i nastawił nadgarstek. - W porządku?
Chłopiec skinął głową. Był nieco blady, lecz nawet nie pisnął. Lek uśmierzający ból
najwyrazniej podziałał.
Ed zdjął z ramienia chłopca przepaskę, by krew zaczęła normalnie krążyć, i wysłał go na
kolejne prześwietlenie. Potem obejrzał zdjęcia i przystąpił do zakładania gipsu. Zajęło mu to
kolejne pół godziny i - musiał jechać na wizyty domowe. Dobrze, że Jo nie dała się zaprosić
na lunch - nie miałby czasu.
Dzień minął szybko, zbyt szybko. Po południu Ed przyjmował jeszcze pacjentów w
gabinecie i skończył pracę dopiero przed siódmą.
Umierał z głodu. Nie miał siły gotować, zatrzymał się więc przed pobliskim barem, kupił
porcję dorsza z frytkami na wynos i pojechał w stronę domu.
Zaparkował samochód przed furtką, poszedł do falochronu i zjadł tam swój posiłek,
spoglądając z oddali na ciemne morze i wsłuchując się w szum jego fal. Wiatr rozwiewał mu
włosy. Ed zwrócił twarz w jego stronę i przymknął oczy. Uwielbiał zapach morza - woń
mułu i wodorostów, która docierała tutaj w czasie przypływu.
Jedzenie bardzo mu smakowało - było gorące i świeże. Co prawda niezbyt dietetyczne,
ale chwilowo nie dbał o to. Był głodny i musiał coś zjeść.
Zwinął papierowy talerz i wytarł ręce w serwetkę, po czym odwrócił się w stronę ogrodu.
Dom Jo znajdował się naprzeciwko, nieco po lewej stronie. Na piętrze paliło się światło. Czy to
był jej pokój? A może Laury? Przypomniał sobie, jak się całowali, i westchnął. Ciekawe, czy Jo
o nim myśli?
Nagle na podjazd wjechał znajomy samochód. Ed, nie mogąc się powstrzymać, przeszedł
przez ogród i stanął za ogrodzeniem, czekając, aż Jo wysiądzie.
Uśmiechnęła się do niego, zamykając drzwiczki.
- Cześć. Co porabiasz? - spytała.
- Właśnie zjadłem kolację - odparł, mnąc serwetkę. - A co u ciebie? Jadłaś już coś?
- Tak. Musiałam jeszcze potem wpaść do pacjentki.
- Masz ochotę na kawę?
- Czemu nie. Powiem tylko mamie, że już wróciłam i zaraz do ciebie przyjdę.
Ed poszedł do domu. Rozejrzał się po salonie. Wciąż stało tam kilka nie rozpakowanych
pudeł, ale przecież mieszkał tu dopiero od dwóch dni. Nastawił ekspres do kawy, zapalił
gazowy kominek, a pózniej wyszedł na ganek na tyłach domu i włączył zewnętrzne światło.
Był coraz bardziej niecierpliwy. Oczekiwanie wprawiało go w stan takiego podniecenia,
jakiego nie czuł od lat. Stał przy wejściu, nasłuchując. Skrzypnęła furtka. Serce zabiło mu
mocniej. Zcieżką szła Jo. Ujrzała go stojącego przy lekko uchylonych drzwiach. Zwolniła
nieco, przypomniała sobie jednak, że przecież jest dżentelmenem. Nie znała go co prawda
zbyt dobrze, ale w jakiś sposób wiedziała, że może mu ufać.
Przytulił ją lekko na powitanie i wprowadził do domu. W salonie na kominku płonął
ogień, a z kuchni dolatywał cudowny zapach świeżo zaparzonej kawy.
- Usiądz, proszę - powiedział i wyszedł do kuchni, skąd wrócił po chwili z tacą.
- Ale pachnie! Byłam dzisiaj tak zajęta, że nawet nie miałam czasu usiąść.
- Opowiedz, co robiłaś. To złamanie zajęło mi mnóstwo czasu. Dobrze, że nie
umówiliśmy się na lunch.
- No widzisz...
- Masz ochotę na kruche ciasteczka? - spytał, podając jej filiżankę z kawą.
- Domowej roboty?
- Niestety, nie.
Jo poczęstowała się. Uwielbiała ciastka i zastanawiała się, czy Ed o tym wie. Usiadł
wygodnie w fotelu, a ona przyglądała mu się kątem oka.
- Jak spędziłaś dzień?
- Och, byłam taka zaganiana. Kilka wizyt u noworodków, kilka u kobiet, które oczekują
porodu, zajęcia w szpitalu... To co zwykle.
- A jak tam Julie Browrt?
Dobrze. Dziecko rośnie jak na drożdżach. Od samego początku miało świetny apetyt.
Jeszcze jedno ciastko?
Jo wzięła ciasteczko, Ed także się poczęstował. Przyglądała się mu, jak je. Nie przyszło
jej dotąd do głowy, że nawet taka czynność może pobudzać ją erotycznie.
Zrzuciła pantofle i podwinęła nogi pod siebie, po czym utkwiła wzrok w filiżance, by nie
patrzeć na Eda. Potem rozejrzała się po pokoju: sprzęt stereo, książki na półkach.
- Przytulnie się tu zrobiło - zauważyła.
- Tak. Dobrze się tu czuję. Aóżko jest bardzo wygodne, tylko trochę za duże. Ale nie za
miękkie, tak jak lubię.
- Ja także nie znoszę zapadających się materaców - odparła, dziwiąc się, że znowu
poruszyli ten temat.
Ed wstał, podszedł do swojej kolekcji płyt kompaktowych i wyciągnął jedną z nich. Po
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ebook @ pobieranie @ pdf @ do ÂściÂągnięcia @ download
Wątki
- Home
- Anderson Kevin J. & Moesta Rebecca OblÄĹźenie akademii jedi
- Flora Sinclair Wielka przemiana doktor Anderson
- Anderson, Poul Los Corredores del Tiempo
- 1021. Anderson Sarah M Mroczna namiÄtnoĹÄ
- Anderson, Poul The Merman's Children
- Carolina Valdez Somebody to Love (pdf)
- Gabriella Poole Akademia Mroku 01 Wybrańcy losu
- Brown Sandra Podarunki losu (W ostatniej chwili)
- Anderson Caroline CzuĹy dotyk (Harlequin Medical Romance 55)
- Anderson Caroline WspaniaĹa matka
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ministranci-w.xlx.pl
Cytat
Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
Dies diem doces - dzień uczy dzień.