[ Pobierz całość w formacie PDF ]
skonale wyważony sztylet ze złotą rękojeścią inkrustowaną ma
łymi rubinami. Eleanor odruchowo zerknęła na sygnet, który
wciąż miała na palcu, i przypomniała sobie swoją pierwszą
reakcjÄ™ na zdobiÄ…cy go rubin.
- Jest piękny, panie. Ale po co mi taka broń?
- Będzie ładnie wyglądać za pasem, a w razie potrzeby mo
że posłużyć do obrony.
Eleanor zmarszczyła czoło i aż zadrżała na myśl o krwi, któ
ra mogłaby splamić ostrze sztyletu.
- Czy sądzisz, panie, że grozi mi jakieś niebezpieczeństwo?
- Wszystkim nam grozi, hrabino. Wielu ludzi chciałoby nas
zabić. Dlaczego inaczej podróżowalibyśmy z tak silną eskortą?
- No... to wiem. Ale żeby nosić sztylet! Nie jestem przy
zwyczajona...
- Na wszelki wypadek, żono. Przyjmij go ode mnie w uro
dzinowym prezencie. - Zwrócił się do kupca i dał mu złota z sa
kiewki. - Pozwól, że przyczepię ci pochwę do pasa.
Dziwnie się czuła z takim ciężarem na biodrze. Czyżby Ri-
chard naprawdę sądził, że grozi jej niebezpieczeństwo? Czy
wciąż niepokoi go tamto zdarzenie na klifach? Zmarszczyła
czoło. Richard nie wspominał jej spotkania z tajemniczym
mnichem od czasu, gdy rozmawiali o tym w wieczór jego
powrotu.
Oddaliła jednak od siebie przykre myśli, gdy przeszli na dru
gą część rynku, gdzie trzymano konie. Richard natychmiast
zainteresował się kasztanem, jakby stworzonym do bitwy, tym
czasem uwagÄ™ Eleanor zaprzÄ…tnÄ…Å‚ muskularny brunatny kuc.
Swój arystokratyczny łeb trzymał wysoko, miał sterczące uszy
i lśniące, łagodnie spoglądające oczy. Chociaż jego ciemna
grzywa i długi, jedwabisty ogon niewątpliwie wymagały pielęg
nacji, to zwierzę wyglądało na zadbane.
- Co to za rasa? - spytała sprzedawcy.
- Nie wiem, milady. BiegajÄ… takie dziko po wrzosowiskach
- odrzekł mężczyzna, wzruszając ramionami.
- WyglÄ…da bardzo krzepko. Czy jest przyzwyczajony do wÄ™
dzidła?
- O, tak. Był własnością giermka, który z niego wyrósł.
Tamkin trzymał się jej spódnicy i nie odrywał oczu od kuca.
Eleanor pogłaskała zwierzę po pysku i zerknęła na chłopca.
- Musisz nauczyć się jezdzić konno, Tamkin. Czy podoba
ci siÄ™ ten kuc?
- A to co? - Richard doszedł do porozumienia ze sprzedaw
cą i kasztana odprowadzano już do zamku. Przesunął dłonią
znawcy po grzbiecie małego ogiera.
- W stajniach nie ma wierzchowca, który nadawałby się dla
Tamkina, a on musi nauczyć się konnej jazdy. Nie może bez
końca jezdzić na drugiego z żołnierzami.
- Będziesz się uczył, braciszku? Najwyższy czas. Ja pierwszy
raz siedziałem w siodle, zanim nauczyłem się chodzić!
- Bo byłeś synem z prawego łoża! - mruknęła Eleanor tak
cicho, by tylko on mógł usłyszeć.
- Nie musisz mi przypominać! - odburknął, wciąż ogląda-
jąc kuca. Zbadał mu pęciny i zajrzał w zęby. - Ile? - spytał
handlarza.
Eleanor przysłuchiwała się dobijaniu targu. Wreszcie obie
strony uznały, że są zadowolone, złoto przeszło z ręki do ręki,
a kuc ruszył śladem kasztana do zamkowych stajni.
Tamkin przeżywał bolesną rozterkę. Chciał obejrzeć wszystkie
wspaniałości jarmarku, lecz jednocześnie wciąż myślał o kucu,
czekającym na niego w zamku. W końcu został pod opieką Joan,
którą udało się namówić, by towarzyszyła Anne i Willowi. Młodzi
ludzie chcieli obejrzeć tresurę zwierząt i występy przebierańców,
akrobatów, klaunów oraz kuglarzy, ale nie mogli chodzić po jar
marku sami. Eleanor mocno wątpiła tylko, czy Anne zgodzi się iść
z giermkiem i paziem oglądać szczucie niedzwiedzia i walki ko
gutów. Podejrzewała raczej, że Will obejrzy te atrakcje samopas,
gdy reszta kompanii wróci do ratusza.
Jej tymczasem przypadło w udziale towarzyszenie Richar
dowi w obiedzie wydanym przez burmistrza dla najdostojniej
szych mieszczan i urzędników dworskich. Wykorzystała tę oka
zję, by wynegocjować z Pomeroyem kupno płóciennych obru
sów na stoły w Wenfrith, co należało zrobić już dawno. Wkrótce
zjawili się Joan, Anne i Tamkin, natomiast Will, który dostał
wolny dzień, korzystał ze swobody.
Zmęczona, lecz pełna wrażeń, Eleanor wróciła z Richardem
i' resztÄ… kompanii do zamku. Gdy wchodzili przez tylnÄ… bramÄ™
na wewnętrzny dziedziniec, zobaczyli grupę jezdzców zsiadają
cych z koni przy głównym wejściu.
- Cedric! - Radosny okrzyk Eleanor odbił się echem o mu
ry, a młody człowiek szybko się odwrócił.
- Eleanor! Siostro!
Podciągnęła spódnice i pobiegła mu na spotkanie. Cedric
podszedł do niej wielkimi krokami. Najpierw ujął ją za ręce
i trzymając na odległość, zmierzył krytycznym okiem, a potem
poderwał z ziemi i zamknął w niedzwiedzim uścisku.
- Co się stało, siostro? Jesteś chuda jak tyczka.
- Byłam trochę chora, ale już wydobrzałam. Tak się cieszę,
że cię widzę, Cedricu!
Stanąwszy z powrotem na ziemi, ciepło spojrzała w twarz
brata.
- Dobrze wyglądasz. Służy ci życie giermka.
- Ano służy. Teraz zresztą zaniedbuję swoje obowiązki, ale
widzę, że mój pan jest bardzo zajęty.
Ucieszona widokiem Cedrica, Eleanor całkiem zapomniała,
że brat towarzyszy sir Ralphowi i lady Radcliffe. Nie usłyszała
też radosnego okrzyku Anne, która niespodziewanie zobaczyła
rodziców. Sir Ralph i lady Radcliffe zdążyli już złożyć wyrazy
szacunku Richardowi, który stał i niecierpliwie czekał na żonę.
Eleanor podeszła do niego, ciągnąc za sobą Cedrica.
- Richardzie, czy to nie wspaniała niespodzianka? Cedric
przyjechał nas odwiedzić!
- Przecież widzę - odrzekł oschle. Gdy Cedric pojawiał się
w pobliżu, Eleanor zauważała tylko jego. Tak ożywiona nie była
już dawno! Cedric w jednej chwili dokonał tego, o co on na
próżno starał się od dawna. - Miło nam, że przyjechałeś, bracie.
A teraz, żono, powitaj innych naszych gości.
- Przepraszam. - Eleanor spłoniła się rumieńcem. Zgodnie z
etykietą powinna powitać pana, zanim powita sługę! Co sobie sir
Ralph pomyśli? - Sir Ralph, lady Radcliffe, witajcie w Wenstaple.
Wymienili ukłony i dygnięcia, a Eleanor z ulgą przekonała
się, że goście wydają się zadowoleni.
- I my witamy, pani. Przyjechaliśmy na jarmark, no i mie
liśmy nadzieję, że przy okazji zobaczymy córkę. Czy jesteś, pa
ni, zadowolona z jej służby?
- O tak, sir Ralph. A czy mój brat jest dobrym giermkiem?
- Znakomitym, pani. Uczy się szybko i niedługo z pewno
ścią zasłuży na ostrogi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ebook @ pobieranie @ pdf @ do ÂściÂągnięcia @ download
WÄ…tki
- Home
- McNish_Cliff_ _Tajemnica_zaklęcia_01_ _Tajemnica_zaklęcia
- Miller Henry Zwrotnik Raka 01 Zwrotnik Raka
- Graham Heather Za wszelką cenę 01 Za wszelką cenę
- Becky Wilde [Eagle River 01] Eagle River Alpha (pdf)
- Diana Palmer Magnolia 01 Magnolia
- Malley Gemma Deklaracja 01 Deklaracja
- Duncan, Dave Das Siebente Schwert 01 Der ZÜgernde Schwertkämpfer
- Donita K Paul [DragonKeeper Chronicles 01] DragonSpell (pdf)
- Arthur C Clarke & Stephen Baxter [Time Odyssey 01] Time's Eye (v4.0) (pdf)
- 398. Gerard Cindy Dzikie serca 01 Ni srebro ni złoto
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- papierniczy.opx.pl
Cytat
Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
Dla cierpiÄ…cego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiÄ…cego psychicznie - przyjaciel. Menander
Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
Dies diem doces - dzień uczy dzień.