Dawno mówią: gdzie Bóg, tam zgoda. Orzechowski

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

opuścił komnatę. W ich spojrzeniach, które na odchodnym rzucali Conanowi czaiła się
wściekłość i nienawiść.
Gdy Zahak zamknął potę\ne, brązowe wrota, Magus zwrócił się po iranistańsku do
Conana:
 Mów swobodnie. Ci czarni nie rozumieją po iranistańsku.
Conan, zanim odpowiedział, podsunął przed podium otomanę i usiadł na niej wygodnie,
wyciągając nogi na aksamitnym podnó\ku. Magus wcale nie był zaskoczony tym, \e jego
gość tak śmiało sobie poczyna. Jego pierwsze słowa świadczyły, \e miał sporo do czynienia z
ludzmi Zachodu i musiał przejąć wiele spośród ich nawyków.
 Nie posyłałem po ciebie  rzekł.
 Oczywiście, \e nie. Ale musiałem coś powiedzieć tym głupcom, bo w przeciwnym
razie musiałbym ich wszystkich powyrzynać.
 Czego tu szukasz?
 A czego mo\e szukać człowiek, który dociera do siedziby wyrzutków wszelkiej maści?
 Mo\e być równie dobrze szpiegiem.
Conan wybuchnął śmiechem.
 Czyim?
 Skąd znałeś Drogę?
 Szedłem za sępami. One zawsze doprowadzają mnie tam, gdzie chcę dotrzeć.
 Wcale im się nie dziwię. Dobrze je karmisz. I często. Co z Khitajczykiem, który
pilnował wąwozu?
 Nie \yje. Nie był zbyt rozsądny.
 Powiedziałbym raczej, \e to sępy idą twoim tropem, a nie odwrotnie  skomentował
Magus.  Dlaczego nie powiadomiłeś mnie o swoim przybyciu?
 A przez kogo? Zeszłej nocy w Parowie Duchów oddział twoich głupców napadł na
moje obozowisko. Zabili jednego z moich ludzi, a drugiego uprowadzili. Kiedy czwarty z
moich towarzyszy podró\y uciekł, zostałem sam i kiedy wzeszedł księ\yc wyruszyłem w
dalszą drogę.
 To byli Sabateanie, których zadaniem jest strzec Parowu Duchów. Nie wiedzieli, \e
podą\asz na spotkanie ze mną. Przybyli do miasta o świcie z jednym umierającym i licznymi
rannymi, twierdząc, \e zabili w Parowie Duchów jakiegoś bogatego Vendhyańskiego kupca z
garstką słu\ących. Widać bali się przyznać, \e uciekli, pozostawiając cię przy \yciu.
Odpowiedzą za to kłamstwo, ale nadal nie wiem, po co tu przybyłeś.
 Szukam schronienia. Pomiędzy królem Iranistanu i mną doszło do nieporozumienia.
Magus wzruszył ramionami.
 Wiem o tym. Kobad Szachem na razie nie musisz się przejmować. Został zraniony
Strona 59
Howard Robert E - Conan obie\yświat
przez jednego z naszych agentów. Nie wiadomo, czy wy\yje. Mimo to jednak jeden z jego
szwadronów nadal podą\a twoim tropem.
Conan czuł, \e włosy zaczynają je\yć mu się na karku. Nie ulegało wątpliwości, \e miał tu
do czynienia z magią.
 Na Croma! Masz całkiem świe\e wiadomości.
Magus wskazał na kryształową kulę.
 Zabawka, ale muszę przyznać, całkiem u\yteczna. Mimo to potrafimy dobrze strzec
naszych tajemnic. Jako \e wiedziałeś o Yanaidar i Drodze, która do niego prowadzi,
zakładam, \e powiedział ci o nich jeden z członków Bractwa. Czy to Tygrys cię tu przysłał?
Conan zrozumiał, \e była to pułapka.
 Nie znam \adnego Tygrysa  odparł.  Nikt mi nie zdradzał \adnych tajemnic.
Dowiedziałem się wszystkiego sam. Przybyłem tu, bo szukam schronienia. Nie mogę wrócić
do Anshan, a gdyby pojmali mnie Turańczycy, wbiliby mnie na pal.
Magus powiedział coś po stygijsku. Conan, wiedząc, \e bez powodu nie zmieniałby
języka, w jakim prowadzili rozmowę, udał, \e nie rozumie, o czym mowa.
Magus zwrócił się do jednego z czarnych, a olbrzym odpiął od pasa srebrny młot i uderzył
nim w złoty gong, wiszący na ścianie.
Zanim przebrzmiało echo gongu, brązowe drzwi otwarły się nieznacznie i do komnaty
wszedł szczupły mę\czyzna w jedwabnych szatach; pokłonił się nisko swemu władcy. Sądząc
po wygolonej czaszce, był Stygijczykiem. Magus nazywał go Khazą i rozmawiał z nim w
języku, który właśnie sprawdził na Conanie  po stygijsku.
 Czy znasz tego człowieka?  spytał Magus.
 Tak, panie.
 Czy nasi szpiedzy donosili o nim w swoich raportach?
 Tak, panie. Ostatnie wieści z Anshanu dotyczyły właśnie jego osoby. Tej nocy kiedy
twój agent, panie, próbował zabić króla, na godzinę przed atakiem, człowiek ów bardzo długo
rozmawiał z władcą w cztery oczy. Potem pospiesznie opuścił pałac i wraz z trzema setkami
swoich ludzi wyjechał z miasta drogą do Kushaf. Zcigali go jezdzcy z Anshanu, ale nie wiem,
czy zaniechali pościgu, czy te\ nadal go kontynuują.
 Mo\esz odejść.
Khaza skłonił się i wyszedł, a Magus na dłu\szą chwilę pogrą\ył się w zamyśleniu. Potem
uniósł głowę i rzekł:
 Myślę, \e mówisz prawdę. Uciekłeś z Anshanu do Kushaf, gdzie przyjaciele króla nie
są zbyt mile widziani. Wszyscy wiedzą o nienawiści, jaką darzysz Turańczyków.
Potrzebujemy takich wojowników jak ty. Nie mogę cię jednak przyjąć, dopóki Tygrys nie
wyrazi na to zgody. Nie ma go obecnie w mieście, ale zjawi się tu jutro o świcie. Tymczasem
chciałbym się dowiedzieć, skąd wiedziałeś o naszym stowarzyszeniu i o naszym mieście.
Conan wzruszył ramionami.
 Znam wiele sekretów, które wiatr unosi ponad gałęziami suchego tamaryszku w czas
niepogody i opowieści, które przekazują sobie ludzie z karawan, siedząc przy ogniskach na
pustyni.
 A zatem znasz nasz cel? Nasze zamiary?
 Wiem, co sami o sobie głosicie  stąpając po niepewnym gruncie Conan starał się, by [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jungheinrich.pev.pl
  • Wątki

    Cytat


    Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
    Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
    Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
    De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
    Dies diem doces - dzień uczy dzień.