Dawno mówią: gdzie Bóg, tam zgoda. Orzechowski

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Dzięki, właśnie tak zrobię. Mam po nich pózniej pojechać do
kina?
- Nie, Vertie zabierze ich wszystkich w drodze powrotnej z
ujeżdżalni.
- Z jakiej ujeżdżalni? Irene głęboko westchnęła.
- To jej ostatnia mania. Postanowiła na stare lata nauczyć się
ujeżdżać konie. Wy i te wasze świetne pomysły... Kiedyś naprawdę
wpędzicie mnie do grobu. Umówmy się, że za to przyjedziesz dziś do
nas na kolację, zostaniesz na noc, a jutro rano pójdziemy razem do
kościoła, dobrze?
- Jeśli mówisz, że sobie poradzisz...
- Podobno Ashley znowu zostaje u nas na noc, więc będziesz
miała okazję obejrzeć ją sobie podczas kolacji. - Irene roześmiała się.
- Może wtedy docenisz swoją córkę. Jest co prawda okropna, ale
przynajmniej od czasu do czasu przestaje mówić.
- Będę musiała pomyśleć, co zrobić z tą stodołą.
- Przy takiej pogodzie i tak nic nie zdziałasz, a jeśli zamierzasz
teraz pracować zamiast trochę wypocząć, to przysięgam, że zaraz ci
każę przyjechać tutaj i zająć się dziećmi!
Tala melancholijnie spojrzała w okno. Szara kurtyna deszczu
szczelnie spowijała wszystko wokół.
- Poddaję się - powiedziała. - Wygrałaś.
- W takim razie widzimy się o szóstej i zostajesz z nami na noc.
Przyrzekasz?
- Słowo honoru.
- Jadę do miasta, tato - oświadczył Pete, sięgając po grubą kurtkę.
- Muszę zrobić zakupy.
- W taką pogodę?
Mace spojrzał na niego znad gazety, wyjął fajkę z ust i wypuścił
kłąb dymu.
- Dziewczęta są nakarmione i napojone. Maleńka czuje się
dobrze, klatka jest sprzątnięta. Nie ma nic do roboty.
- Zajrzysz do Tali?
Pete zatrzymał się z dłonią na klamce.
- Może wpadnę do niej na chwilę zobaczyć, jak się miewa. Nic
sobie nie wyobrażaj, tato, zrobiłbym to w przypadku każdego
pracownika.
- Oczywiście, synku. - Mace wygodniej rozparł się na kanapie. -
Nigdy w to nie wątpiłem.
Pete spojrzał na niego podejrzliwie, ale po niewinnej minie ojca
nic nie można było poznać. Wyszedł wprost pod lodowaty prysznic
deszczu i zaklął w duchu. Doskonały pomysł wychodzić z domu w
taki piękny ranek...
Zatrzymał się w sklepie i mężnie zniósł wrogie spojrzenie
właściciela. Czuł, że został rozpoznany i że jego notowania w
dawnym miejscu pracy Tali nie są wysokie. Zakupy - mleko,
ciasteczka, kawę i herbatę dla ojca, jajka, jabłka i mrożonki -
załadował do samochodu i pomyślał, że niewątpliwą zaletą okropnej
pogody jest fakt, że przynajmniej mrożone dania się nie rozmrożą.
Właściwie mógł już wracać do domu. Postanowił jednak wpaść
jeszcze do straży pożarnej i porozmawiać z komendantem.
Komendant grał właśnie z kolegami w karty.
- Będzie mi pan mógł poświęcić chwilkę? Komendant wstał i
uścisnął mu rękę.
- Dzisiaj wygląda pan o wiele lepiej - powiedział. - A jak kaszel?
- Prawie przeszedł. Trochę tylko szczypią mnie oczy.
- Słucham. Co mogę dla pana zrobić?
Przeszli do garażu i stanęli obok strażackiego wozu noszącego
jeszcze ślady wypadków ostatniej nocy.
- Przepraszam za najście, ale chciałbym zapytać, co pan sądzi o
tym wczorajszym pożarze.
Komendant oparł się o ścianę i spojrzał na niego z lekkim
zdziwieniem.
- Dlaczego pan pyta?
- Ponieważ pani Newsome miała przedtem pewne...
nieprzyjemne przygody. Ktoś próbował zepchnąć ją z drogi, kiedy
wracała do domu, a potem w nocy słyszała jakieś kroki w obejściu. To
chyba nie są przypadki.
- Chętnie bym pomógł, ale nie wiem jak. Pani Tala to bardzo
dzielna kobieta. Adam też był taki, wszyscy bardzo go szanowali. To,
co się z nim stało, to wielki wstyd dla nas wszystkich.
- Myśli pan, że ktoś chciał ją przestraszyć?
- To niemożliwe. Ludzie ją bardzo lubią. Urodziła się tutaj i tu
mieszkała całe życie. Niejedno przeszła, wypadek Adama i to
wszystko.
- Może ktoś chce ją zmusić do sprzedaży ziemi? Komendant
straży wybuchnął śmiechem.
- Nie ma takiej potrzeby. Tutaj, w okolicy, jest kilkanaście
opuszczonych gospodarstw i można mieć tyle ziemi, ile dusza
zapragnie. I to znacznie lepszej niż jej.
Pete zrozumiał, że niczego więcej się nie dowie. Pożegnał się i
udał wprost do biura szeryfa. Nie miał nadziei, że go zastanie w [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jungheinrich.pev.pl
  • Wątki

    Cytat


    Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
    Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
    Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
    De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
    Dies diem doces - dzień uczy dzień.