Dawno mówią: gdzie Bóg, tam zgoda. Orzechowski

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zbędny w tym klimacie, ale noszony niewątpliwie po to, aby
ukryć ciążę.
- Ben nie jest moim ojcem, tylko ojczymem.
- Tammy! - ofuknÄ…Å‚ jÄ… Ben.
Misty już miała coś powiedzieć, a i Ben nie zamierzał po-
przestać na tym wykrzykniku, ale z tej niezręcznej sytuacji
wybawiła ich kochana niezawodna Louisa.
- Młoda damo, nie warto tak się stroszyć - odezwała się
pojednawczym tonem. - Misty bardzo ci się przyda, jak twój
maluch zacznie się wybierać na świat.
Misty rzuciła Louisie pełne wdzięczności spojrzenie, po
czym uśmiechnęła się do dziewczyny.
- Będzie dobrze, obiecuję. Witaj. Mam nadzieję, że szyb-
ko siÄ™ u nas zadomowisz.
Spojrzała na Bena, który wyglądał na speszonego zacho-
waniem swojej  córki". Dziwny układ, pomyślała, ale uzna-
ła, że nie będzie głębiej się nad tym zastanawiać.
- A jak ty się miewasz? - zwróciła się do Louisy. Gospo-
sia położyła jej dłoń na ramieniu.
- W porządku. Przecież wiesz, że cieszę się z każdego go-
ścia. Teraz zmykaj się przebrać, a przez ten czas Tammy
nakryje do stołu. Potem Ben podejmie cię kieliszkiem wina
na werandzie za domem.
S
R
Louisa była mistrzynią organizacji. To było jedno z
pierwszych odkryć Misty, gdy tylko zainstalowała się w do-
mu lekarza. Oraz osobą że do rany przyłóż.
Zgodnie z poleceniem pomknęła do łazienki. Przebierając
się, przypomniała sobie, jak Ben spochmur-niał, gdy z ust
Tammy padło to sprostowanie. Wie o nim bardzo mało, więc
tym bardziej powinna sobie gratulować decyzji, którą podję-
ła miesiąc wcześniej.
Tammy jest jego pasierbicą. To kto się nią opiekował, jak
on zaszył się w domu nad plażą? Z powodu rozciągniętego
swetra Misty nie mogła się zorientować, jak zaawansowana
jest jej ciąża, więc tym trudniej było jej skalkulować, na jak
długo przyjechali.
W domu Bena nie natknęła się na żaden ślad wskazujący,
że przebywa tam nastolatka, ale nagle przypomniała sobie
muszle na lustrze w łazience. Pokiwała głową.
Tak, powodem, który sprowadził Bena do Lyrebird Lake,
jest niewątpliwie ciąża Tammy.
S
R
ROZDZIAAA SIÓDMY
Gdy wyszła na werandę na tyłach domu, słońce właśnie
chowało się za góry.
Zdążyła już pokochać ten widok na jezioro, a za nim po-
strzępione szczyty gór. Drzewa porastające okolicę odbijały
się w nieruchomej tafli wody tak, że wyglądały na dwa razy
wyższe.
Lubiła patrzeć, jak kajaki i canoe płoszą stada wodnego
ptactwa.
Każdy zachód słońca był tam inny.
Ben siedział na huśtawce, bujając się, jakby nie był w sta-
nie spokojnie usiedzieć. Na jej widok wstał.
Nagle całe malownicze tło zniknęło, a ona miała przed
sobą tylko jego. Wysoki, postawny mężczyzna, który nie dla
niej przyjechał do Lyrebird.
Omiótł wzrokiem jej T-shirt i dżinsy, a ona pomyślała, że
to, co włożyła na chybił trafił, okazało się wyborem słusz-
nym. To zabawne, jak spojrzenie przystojnego mężczyzny
sprawia, że kobieta również czuje się atrakcyjna.
- Siadaj, zapraszam. - Ustąpił jej miejsca. - Piękny widok
- dodał od niechcenia, ale błysk w jego oku zdradzał, że nie
miał na myśli jeziora z jego urokami.
Zrobiło jej się cieplej koło serca. Nie zwracaj na niego
uwagi!
S
R
- Dzięki. - Usiadła, bo nie wypadało odmówić, ale dys-
kretnie zacisnęła kciuki, by nie usiadł tuż obok, bo chyba nie
wytrzymałaby takiej bliskości.
Doskonale wiedziała, czym by się to skończyło.
- Cudowne to jezioro, prawda? - Jak długo można kon-
wersować o niczym?
Na szczęście nie usiadł obok niej na huśtawce, ale za to
bardzo blisko przysunÄ…Å‚ sobie fotel.
- Na pewno jest tu inaczej niż nad oceanem - odrzekł, nie
spuszczając z niej wzroku. - Misty - odezwał się po dłuższej
chwili - często myślę o tobie.
O, czyżby? Nie do wiary. Nie zadzwoniłeś, a wiedziałeś,
gdzie mnie szukać, wyliczała w myślach, a do tego upłynął
już cały miesiąc od naszego spotkania, ale nie powiedziała
tego głośno, chociaż powinna. Przeniosła wzrok na purpu-
rowy horyzont. Nie przyjechał tu dla niej.
- Jak to? Przecież nic o mnie nie wiesz.
- Obawiam się, że to nieprawda.
Gdyby wyciągnął rękę, dotknąłby jej dłoni. Nie zrobił te-
go gestu, ale ona na myśl o tym powoli wsunęła dłoń pod
udo. Nie uszło to jego uwadze, ale powstrzymał się od ko-
mentarza.
- Mam wrażenie - ciągnął - że w bardzo krótkim czasie
bardzo dobrze się poznaliśmy. Liczy się tylko teraz.
Ale ona nic nie wie o jego przeszłości.
- Masz więcej dzieci? - zapytała oschłym tonem. Na-
tychmiast pożałowała tych słów. To nie jej interes. Jest dla
niego obcą osobą, więc on nie musi się przed nią spowiadać.
S
R
Podał jej kieliszek, ale nie zamierzała pić wina, bo jeśli
nie potrafi trzymać języka za zębami na trzezwo, to nie
chciałaby palnąć jakiegoś głupstwa pod wpływem alkoholu.
- Dziękuję. - Odstawiła kieliszek na stół. Z nieza-
dowoleniem zauważyła, że drżą jej palce.
Na pewno to spostrzegł, bo nie spuszczał z niej oka.
- Co ci jest?
- Nic. - Wyraznie się wahała. - Ta rozmowa mnie trochę
krępuje - wyznała.
- Dlaczego? - Uniósł brwi. - Za pierwszym razem poro-
zumieliśmy się z łatwością.
- Ben - zniżyła głos - myśmy się nie porozumiewali, a ca-
łowali. I gdybym nie wyjechała, spalibyśmy ze sobą, ale w
tym drugim sensie.
- Ale wyjechałaś, czym niezmiernie mi zaimponowałaś.
Misty, dlatego tu teraz jestem. Ale zapewniam ciÄ™, nie jest
moim celem wprawiać cię w zakłopotanie.
Chciała zapytać, czy to jest pierwszy, czy może drugi po-
wód jego przyjazdu. Zadała inne pytanie.
- Jak długo tu zostaniesz? Z punktu widzenia Montany i
Andy'ego zjawiłeś się w samą porę.
Westchnął zawiedziony, że zmieniła temat, a ona wyrzu-
cała sobie tchórzostwo. On potrafi mówić o tym, co ich pcha
ku sobie, więc dlaczego ona nie potrafi? Co gorsza, przystał
na zmianę tematu, co też jej nie odpowiadało.
- Oraz w samą porę, jeśli chodzi o Tammy. Ze szkoły ją
wyrzucili, a matka Bridget ją wydziedziczyła, jak dowiedzia-
ła się o ciąży. Walczyłem o Tammy i ze szkołą, i z babką.
Myśląc realistycznie, uznała, że lubi być potrzebna.
S
R
- Uważasz, że twojej pasierbicy będzie dobrze w Lyre-
bird?
- Tak. Ale nigdy nie nazywam jej pasierbicÄ…, bo do
śmierci jej matki nawet nie podejrzewałem, że Tammy nie
jest moim dzieckiem.
Zmiękła. Biedny Ben.
- Na pewno bardzo to przeżyłeś.
Zachował pokerową twarz, ale się domyśliła, że musiał to
być dla niego bolesny cios.
- Tak głęboko, że nie miałem na nią żadnego wpływu,
kiedy była u babki. Mam nadzieję, że Tammy wie, że nadal
kocham ją jak rodzoną córkę. Jest moja od urodzenia. Pierw-
sze kroki, pierwsze słowa, pierwszy dzień w szkole... Wynik
badania DNA jest bez znaczenia wobec ojcowskiego przy-
wiązania. - Wstał, jakby nie wiedział, co ma robić. - Lyre-
bird jest w porządku. - Spojrzał na nią. - Andy opowiadał mi
o dziewczynie niewiele starszej od Tammy, która ma dwu-
letnie dziecko i prowadzi zajęcia dla nastolatek w ciąży. Ty
też byłaś w to zaangażowana.
- Tak, to prawda. - Odrobił pracę domową, pomyślała z
uznaniem. - Emma jest fantastyczna. Jeśli się zgodzą, po-
znam je ze sobą. Emma podjęła studia zaoczne na uniwersy-
tecie. Chce zostać położną.
Rozmawiają o sprawach, które bezpośrednio nie mają z
nimi dwojgiem nic wspólnego, a to jej wina, bo zmieniła
temat, bojąc się, że zmusi ją do wspominania tego, co wyda-
rzyło się miesiąc wcześniej. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jungheinrich.pev.pl
  • WÄ…tki

    Cytat


    Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
    Dla cierpiÄ…cego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiÄ…cego psychicznie - przyjaciel. Menander
    Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
    De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
    Dies diem doces - dzień uczy dzień.