Dawno mówią: gdzie Bóg, tam zgoda. Orzechowski

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Dlaczego?  zapytał Zenon sam podenerwowany.
 Bo przecież to miejsce jest całkiem zarośnięte.
 A co ty myślisz? Przez piętnaście lat mogło nie zarosnąć?  wmieszał się
Tomek.
 Ale nie takimi drzewami. Zobacz, ta brzózka ma już chyba ze trzydzieści
lat.
 Skąd wiesz?
 No, tak na oko.
 Wypchaj się z twoim okiem  krzyknął Tomek  dalej, chłopaki, dajcie
no tu rydla.
 W takim razie zobacz ten świerk, co tu rośnie  nie ustępował Marian 
i policz, ile ma gałęzi od dołu do góry.
 Po co mam liczyć?  zapytał Tomek.
 Zobacz, te gałęzie wyrastają z pnia jakby piętrami, a chyba wiesz, że każde-
go roku przybywa jedno piętro. Wystarczy więc policzyć, a będziemy mieli wiek
drzewa.
 Dwadzieścia dwa piętra!  krzyknął Susuł.  On ma rację, Tomek, tu nie
mogło być żadnej piwnicy.
 Może się pomyliliśmy o krok albo nawet dwa, ale to przecież nie ma zna-
czenia. Kopmy.
 Ale powinny być przynajmniej jakieś gruzy. A tu nic nie widać.
 Może zarosły trawą. Dajcie rydel!  krzyknął Tomek i wyrwał łopatę Su-
sułowi.
Z zapałem i wiarą w nieomylność Bosmana wziął się sam do kopania. Ale
łopata wchodziła miękko w czarną próchniczą ziemię. Spróbował jeszcze metr
w jedną, metr w drugą stronę. To samo. Ogrodnicza ziemia. Ani śladu schronu.
 Nic nie rozumiem  rzekł, ocierając czoło.
Wszyscy milczeli i patrzyli na Zenona zmartwieni, przygnębieni i rozczaro-
wani.
155
 No, co się tak patrzycie?. . . On sam jeden ma kopać? Bierzcie łopaty i kop-
cie.
 Ale przecież Bosman. . .  zaczął Marian.
 Co Bosman?
 Musiał się pomylić. . .
 Bosman się nie pomylił.
 Tylko co?
 Tylko coś tu się musiało zmienić. Przecież była jeszcze wojna, przechodził
front, no i piętnaście lat też swoje robi. Ale to musi być gdzieś w tym miejscu.
Trochę bliżej, trochę dalej, ale musi. Na całej Wysokiej Polanie, wszędzie dookoła
trzeba szukać. No, jazda, chłopcy.
Chłopcy chwycili łopaty.
* * *
 Nudy na pudy  ziewnął Maciek Susuł, leżąc leniwie wyciągnięty pod
wierzbą.
I to odezwanie chyba najlepiej charakteryzowało sytuację, w której znalazła
się prześwietna armia Zenona około godziny dziesiątej na Wysokiej Polanie. Trzy
godziny bezskutecznych poszukiwań zmogły najsilniejszych, najbardziej zaharto-
wanych w trudach Piratów. Nie chodziło już nawet o zmęczenie fizyczne. Ale po
prostu wszyscy stracili wiarę. Tylko jeden jeszcze Tadzik dziobał wytrwale wciąż
w tym samym miejscu, tam gdzie zaczął o siódmej. Dół, który wygrzebał, zakrył
go już niemal całkowicie, a obok jego stanowiska wyrosła góra gruzów. Był to
niestety jedyny efekt jego daremnych wysiłków.
Podobne, choć mniejsze, kopce i dołki znaczyły pracę pozostałych chłop-
ców, tak, że teren w promieniu stu metrów przypominał, jak żywo, kraterową
powierzchnię księżyca. Jedynie porzucone tu i tam narzędzia świadczyły, że ta
rzezba terenu jest dziełem człowieka.
Bractwo leżało rozmamłane, bez koszul, wzdłuż terenów poszukiwań od za-
gajnika i Wielkich Polan aż do strumienia, podobne do udręczonych niepowodze-
niem poszukiwaczy złota. Zapasy żywności zostały gruntownie pożarte, łącznie
z dropsami. . .
Nawet sam Zenon podupadł na duchu. Siedział z głową ukrytą w dłoniach
i gorzko przeżuwał klęskę wyprawy.
Ponurą ciszę przerywało tylko od czasu do czasu krzykliwe  zaklepywanie
się malców przy czołgu. Część ich zdezerterowała od razu po pierwszych nie-
powodzeniach. Reszta straciła fason i bawiła się w. . . chowanego, w  dołkach
wykopaliskowych , co napełniało Zenona przykrym uczuciem i dopełniało miary
rozgoryczenia.
156
Zastanawiał się, czy nie pójść do Bosmana i nie zażądać wyjaśnień, ale bał się,
że po powrocie nie zastałby już ani jednego Pirata. Zresztą myśl, że Bosman mógł
się pomylić lub skłamać, była nie do przyjęcia dla Zenona. Nie chciał, nie mógł
uwierzyć, że został nabrany. To byłoby zbyt straszne. Gdyby został nabrany przez
Bosmana, przestałby w ogóle wierzyć ludziom. I już by w nic nie wierzył. W nic.
I wyjechałby z Niekłaja. . . gdzieś w świat. Nie mógłby tu żyć. Taka kompromita-
cja. Za bardzo się zaangażował w tę sprawę. Ale Bosman nie może kłamać. Tylko
w tym jest jakaś tajemnica, której Zenon nie może rozgryzć. Ale jaka? Zupełnie
nie wiedział. I co teraz robić? A trzeba coś robić. Inaczej wszyscy sobie pój-
dą rozczarowani. I to będzie koniec sławnej organizacji Piratów. Wspólna żądza
zdobycia skrzyń Szwajsa  to ich przecież właściwie łączyło.
Nagle przypomniał sobie o Michale, Kolonistach, propozycjach Andrzeja i coś
mu przyszło do głowy.
Skinął na Tomka i polecił mu wezwać natychmiast Michała. Chudzielec krop-
nął się w kierunku bramy, gdzie Michał z ponurą miną ubezpieczał Ogród.
Kiedy Michał się zjawił, Zenon zapytał go:
 Do której godziny ci dranie, Koloniści, mieli czekać na odpowiedz?
 Chcesz się zgodzić na rozejm?  ożywił się Michał.
 Odpowiedz na moje pytanie.
 Mieli czekać do dziesiątej.
Zenon zerknął na zegarek. Było już pięć po dziesiątej.
 Za pózno  powiedział.
 Nie szkodzi, ja pójdę, pogadam z Andrzejem, na pewno się zgodzi. Omó-
wimy razem plan działania.
 Nigdzie nie pójdziesz. Nie będzie rozejmu. Będzie bitwa  powiedział
Zenon.
 Bitwa?  Michał wytrzeszczył oczy.  Chcesz się bić? Oszalałeś!
 Zasługują na to, żeby im przetrzepać skórę. A chłopaki rozerwą się trochę.
Zobacz, wszyscy się nudzą  ziewnął Zenon.  Co, dobry pomysł?
Michał patrzył na niego ponuro. Chciał powiedzieć, co sądzi o tym pomyśle,
ale Zenon zerwał się już z trawnika.
 Chłopaki!  krzyknął.  Alarm! Koloniści u bram!
 Zasolimy im!
 Hura!  zerwali się.
Zenon uśmiechnął się zadowolony. Tak, nie mógł wpaść na lepszy pomysł.
Piraci chwytali za porzuconą broń, zakładali koszule i chusty. Stawali gotowi
w szeregu. Gdzieś zniknęło zmęczenie. A może to nie było wcale zmęczenie,
tylko tak zwana nuda pospolita, choroba leniwych plemion.
Michał patrzył na nich z gorzką pogardą. Nędzne typki. Mało im potrzeba do
zadowolenia. Trochę ruchu, hałasu, bijatyki i już są szczęśliwi.
157
 Sprzątnąć narzędzia  wydawał rozkazy Zenon.  Susuł i dwu nielet-
nich, do mnie! Wezcie łopaty. Będziecie pracowali na wabia. Urządzamy zasadz-
kę. Wszyscy się chowają dookoła Polany. Susuł i nieletni udają, że kopią na środ-
ku. Kiedy dam sygnał gwizdem, ty, Susuł, najpierw głośno powiesz:  Wszyscy
opuścili Zenona i zwiali. Zostało nas tylko trzech , a nieletni odpowiedzą:  A do
tego Zenona rozbolał brzuch i leży bezbronny w krzakach . Powtórzcie.
Susuł wyrecytował:
  Wszyscy opuścili Zenona i zwiali. Zostało nas tylko trzech .
 Klepiesz jak wiersz  powiedział Zenon  to nie szkoła. Z większym
przejęciem i wyczuciem. Powtórz.
Susuł powtórzył.
 Ech, talentu to ty nie masz, no, ale niech będzie.
 Teraz nieletni!
Nieletni wydukali:
  A do tego Zenona rozbolał brzuch i leży bezbronny w krzakach .
 Może być. Tylko głośno, żeby Koloniści usłyszeli. Pamiętajcie  uprzedził
ich Zenon.  Jak to powiecie, wtedy ci tchórze, Koloniści, zaatakują was od razu.
 Zaatakują?  Susułowi zrobiło się natychmiast gorąco.
 No, przecież o to chodzi, żeby was zaatakowali. A wtedy my wypadniemy
z krzaków, otoczymy ich i zniszczymy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jungheinrich.pev.pl
  • Wątki

    Cytat


    Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
    Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
    Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
    De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
    Dies diem doces - dzień uczy dzień.