[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przybrała wyniosły, dumny wyraz twarzy i zacisnęła wargi. - Wcale nie wyglądasz,
jakbyś śpiewała o miłości.-Popatrzyła na Maddie złośliwie. - I nie sądzę, żeby kapitan
Montgomery myśląc o tobie, równocześnie myślał o miłości. To przeważyło szalę.
Maddie odrzuciła puszek.
- Edith, pożycz mi twój czerwono-czarny gorset, wiesz,
ten najbardziej krzykliwy.
-Co?
- Słyszałaś. Przynieś mi go. Natychmiast
Będzie za mały w biuście.
Doskonale. W takim razie będę musiała dopuścić, by znaczna cześć biustu z niego
wystawała.
Edith przyglądała jej się szeroko otwartymi oczami.
- Tak, proszę pani - powiedziała i wymknęła się z namiotu.
Maddie zaczęła zdejmować swoją śliczną, prostą, jedwabną suknię.
87
Trzy kwadranse pózniej kapitan Montgomery wszedł do namiotu, żeby zaprowadzić
Maddie na zbudowaną przez Sama scenę. Chciał jeszcze raz przemówić jej do
rozsądku, ale wystarczyło jedno spojrzenie na wysuniętą brodę. Nic nie powiedział.
Szedł przed Maddie, która zastanawiała się, jak on w ogóle może się poruszać, tak był
obwieszony bronią. Za nią kroczył poważnie zatroskany Toby.
Maddie starała się za wszelką cenę ukryć niepokój, który ogarniał ją na myśl o
czekającej widowni i na myśl o tym, co zamierzała zrobić. Nie była pewna, czy ma na to
dość tupetu.
Weszła na scenę, hałas zmienił się w pomruk. Nie zamierzali jej owacyjnie witać,
chcieli, żeby dowiodła, na co ją stać.
Po ich oczach poznała, że myślą o mej dokładnie to, co im powiedziała owa Harry. Ale
może jej głos przekona ich, że jest inaczej.
Przyjęła postawę której nauczyła jej madame Branchini, postawę, której oczekiwano od
śpiewaczki operowej, i zaczęła śpiewać piękną arie z Don Giovanniego.
Nie minęło pięć minut, a widownia zaczęła gwizdać, rozległo się kilka strzałów,
niektórzy mężczyzni głośno mruczeli. Maddie zerknęła, na kapitana Montgomery'ego.
Wzrokiem przeszukiwał tłum, jedną rękę zacisnął na pistolecie, drugą na szabli, gotowy
użyć ich w razie potrzeby. Przerwała arię. 0dwróciła się i podeszła do Franka.
- Masz nuty tej nowej opery?
- Carmen?
Potaknęła.
- Zagraj uwerturę, potem Habanerę. Graj trzy razy.
Graj, jakby twoje życie od tego zależało.
Niepewnym wzrokiem powiódł po tłumie.
- Tutaj może i zależeć.
Próbowała zwrócić uwagę mężczyzn, opowiadając im historię Carmen i streszczając
pieśń, którą miała zaśpiewać, ale nikt jej me słuchał. Spojrzała na kapitana Mont-
gomery'ego i dostrzegła na jego twarzy niepokój.
Ja im pokażę - pomyślała. Stanę się Carmen, namiętną dziewczyną, która pracuje w
fabryce cygar.
Frank zaczął grać fragmenty uwertury, a Maddie powoli rozpinała bluzkę. Gdzie zawiódł
jej śpiew, wygrała delikatna skóra. Mężczyzni w pierwszym rzędzie zaczęli się jej
przygadać. A kiedy rozpuściła włosy, zdobyła uwagę kilku następnych rzędów.
Rola Carmen wymagała mezzosopranu, głosowi Maddie brakowało ciemnej barwy,
jednak nie brakowało uczuć. Słowa Habanery brzmiały: Bo miłość to cygańskie dziecię
ani jej nie ufaj ani wierz, gdy gardzisz, kocha cię nad życie, lecz gdy pokochasz, to się
strzeż".
Zpiewając, że miłość to cygańskie dziecię, starała się to przedstawić. Uniosła spódnicę,
pokazując kostki obleczone w czarne jedwabne pończochy. A kiedy doszła do słowa
1'amour, zaśpiewała je najbardziej uwodzicielsko, jak po-trafiła.
Nigdy jeszcze tak się nie zachowywała, ale powtarzając pieśń po raz drugi, żałowała,
że wcześniej nie zaczęła tego robić. Czuła na sobie wzrok kapitana. Wczoraj odsłoniła
się przed nim, a on powiedział nie", ale szeroko otwarte oczy mężczyzn na widowni
mówiły, że żaden z nich by jej nie odrzucił.
88
Zeszła ze sceny, do mężczyzn. Bluzka była rozpięta do pasa i tak jak przewidywała
Edith, znaczna cześć biustu wychylała się zza jaskrawego, wyzywającego czerwonego
gorsetu. Opierając się o mężczyzn, Maddie śpiewała o miłości Bo choć ci mówi, że cię
kocha, lecz jak wielu zwiedzie cię i też'' i wysuwała się z rąk, które chciały się na niej
zacisnąć.
Przy trzeciej powtórce Habanery prześlizgiwała się po sali, krążąc od stolika do stolika.
Wcieliła się w bujną, nieuchwytną Carmen, która potrafiła zdobyć każdego mężczyznę -
ale oni nie mogli jej mieć.
Kiedy skończyła śpiewać, Maddie spojrzała na Franka. Próbował nie okazywać
zdumienia, ale niezbyt mu to Wychodziło. Kapitan Montgomery patrzył na nią ponuro.
Uśmiechnęła się do niego i przeszła do następnej pieśni z Carmen", tej, w której
mówiła Don Josemu, że jej serce nie należy do nikogo.
Prawdopodobnie większość mężczyzn nie rozumiała francuskiego tekstu, ale Maddie
wiedziała, że kapitan Montgomery rozumie. Zpiewała z prawdziwym uczuciem, dając z
siebie wszystko, kiedy mówiła, że wezmie kochanka ze sobą, żeby się nie nudzić. W
chwili gdy Carmen przypomina sobie, że właśnie nie ma nikogo, Maddie oparła się o
słup i ocierała się o niego, uginając i lekko rozchylając kolana, jakby pytała, kto chce ją
kochać. Kto pragnie jej serca? Mężczyzni mogli nie rozumieć słów, ale jej ton i za-
chowanie wystarczyło, żeby pięciu rzuciło się w stronę Maddie. Wysunęła się z ich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ebook @ pobieranie @ pdf @ do ÂściÂągnięcia @ download
Wątki
- Home
- Deveraux Jude Dziewica
- Deveraux Jude Zaproszenie
- Alchemical Allegories
- Gra o duszć Jordan Penny
- Horowitz Anthony Wróg publiczny numer 2 & Upiorna szkośÂa.
- (54) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Stara ksićÂg
- Campbell_Judy_Kawaler_do_wiecia
- Dickson Helen Powrot do Belhaven
- Zane Grey The_Mysterious_R
- Lansdowne Judith A. Skradzione serce
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- atheist.opx.pl
Cytat
Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
Dies diem doces - dzień uczy dzień.