Dawno mówią: gdzie Bóg, tam zgoda. Orzechowski

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zespołem Downa.
197
RS
Nie będzie błagał. Nie będzie się targował. To bezskuteczne, ona
już idzie w stronę drzwi. Czyli postanowiła go jednak opuścić. Dla
dziewczynek z zespołem Downa.
- To dla nich zaczęłam robić lalki. Dziewczynki w Greenfields
najbardziej lubiły bawić się lalkami, które były do nich podobne.
Potem Anne zajęła się marketingiem, mnie zostawiając
projektowanie. Stać mnie na więcej. Jeśli się w to bardziej zaangażuję,
potrafię poprowadzić firmę.
- W Chicago - powiedział głucho.
- Właśnie tam potrzebują kogoś, kto ją poprowadzi, wiesz
przecież. - Dlatego zdecydowała się go opuścić. - Nie twierdzę, że
zostanę w Chicago na stałe - ciągnęła drżącym głosem, a Rafe poczuł
tępy ból w klatce piersiowej. - Na pewno na jakiś czas... Mieszkanie
Anne nadal stoi puste, mogę się w nim zatrzymać.
Odetchnij! Powiedz coś!
- Beth... - wykrztusił z rozpaczą.
- To jedyny sposób! - wykrzyknęła i łzy potoczyły jej się po
policzkach. - Jeżeli tu zostanę, będziemy tracić czas na kolejne jałowe
próby i ranić się nawzajem. To bez sensu.
- Uważasz, że jeśli naprawdę cię kocham, zgodzę się na wyjazd
do Chicago? - zapytał.
Nie próbowała otrzeć łez, tylko skinęła głową.
- Jesteś, jaki jesteś, Rafe. Myślę, że to wszystko, co możesz
zrobić.
198
RS
Wszystko, co może zrobić, to pozwolić Beth odejść? To prawda,
że ludzie odchodzą, ale to nie dotyczy Beth. Nie zrobi tego po raz
drugi.
Nie może... Owszem, może. I zrobi to co trzeba.
- Dobrze - odparł. Mógł tylko mieć nadzieje, że pomiędzy nimi
jeszcze się ułoży. - Wyjeżdżasz na jakiś czas do Chicago. Czy mogę ci
w jakiś sposób pomóc?
Dlaczego tak jej ciężko na sercu? Beth zadała sobie to pytanie
kilka dni pózniej. Przecież Rafe zrobił to, o co go poprosiła. Pozwolił
jej wyjechać na tak długo, jak będzie chciała. Dał jej szansę na
urządzenie sobie życia tam, gdzie będzie naprawdę potrzebna.
- Jutro znów podłączą wszystkie media - powiedział Rafe.
Odłożył słuchawkę i odfajkował kolejną pozycję na liście spraw do
załatwienia. - Anne musiała ci opowiadać o mroznych zimach w
Chicago, ale to dopiero za kilka miesięcy.
Wiedziała, co miał na myśli. Przez ostatni tydzień wciąż
zadawała sobie to pytanie.
- Nie wiem, jak długo tam będę - powiedziała, zamykając
kolejny segregator.
- Już to mówiłaś. - Rafe umieścił nalepkę z adresem na
zaklejonym pudle. - Co nam jeszcze zostało?
Zawiezć paczki na pocztę. Posprzątać na biurku. Wyprasować
ubranie na jutro. Zmęczony głos Rafe a nasunął Beth myśl, że
przydałby mu się odpoczynek.
- Pracowałeś przez wiele godzin - zauważyła. - Nie musisz już
nic robić.
199
RS
- Muszę - mruknął, chwytając ostatni karton. - Nadal jesteś moją
żoną.
Tak, ale jej to nie wystarcza.
- Tak będzie lepiej - powtórzyła.
- Co mam ci powiedzieć? - Spojrzał na nią ponuro znad pudła.
- Powiedz, że rozumiesz. %7ładne z nas nie potrafi zmienić się tak,
by zadowolić drugą stronę.
- Może i nie potrafi.
Stwierdził to tak spokojnie, że serce jej się ścisnęło. Po raz
pierwszy Rafe przyznał jej rację. Zrobiło jej się przykro. Drżącymi
rękami zgarnęła plansze z projektami lalek, żeby je włożyć do dużej
koperty.
Rafe tymczasem w milczeniu przygotowywał kolejne kartony,
do których miała zapakować swoje rzeczy.
Zdesperowana, pomyślała, że powinna mu zostawić coś, czego
będzie mógł się trzymać... znak przyjazni...
- Naprawdę podziwiam cię za to, co robisz w ośrodku. Rafe w
milczeniu oderwał kolejny fragment taśmy klejącej, zalepił pudło,
wygładził krawędzie, znów sięgnął po taśmę, oderwał następny
kawałek... Odkąd mu oznajmiła, że musi wyjechać, wszystko to robił
z tą samą posępną determinacją.
- Tak będzie lepiej - powtórzyła. Rafe okleił taśmą ostatni bok
pudła.
- Kogo próbujesz przekonać? - zapytał.
- Nas oboje! - Musi być lepiej, bo gorzej już być nie może.
Wciąż kocha męża, choć wie, że nigdy nie będzie dla niego
200
RS
najważniejsza. Wie też, że żadne z nich się nie zmieni. Jeśli zostanie,
będą się nawzajem ranić. Faktem jest, że decyzja o rozstaniu jest
bolesna. - Rafe - dorzuciła błagalnym tonem - gdybyś wiedział, jak mi
ciężko.
Rafe odstawił zaklejone pudło i spojrzał na Beth ponad
biurkiem.
- W takim razie nie wyjeżdżaj.
Och, gdyby naprawdę tego chciał... Niestety, mogła bez trudu
przewidzieć, co by się działo. Patrzyła na to przecież przez ostatnie
sześć miesięcy.
- %7łeby unieszczęśliwić nas oboje? - powiedziała z wyrzutem. -
Właśnie to robimy przez cały czas. - To zaczęło się na długo przed
krótkimi wakacjami, które spędziła z Anne, i tragiczną w skutkach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jungheinrich.pev.pl
  • Wątki

    Cytat


    Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
    Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
    Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
    De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
    Dies diem doces - dzień uczy dzień.