[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do sali.
Susie, przyszła do nas twoja mama powiedziała cicho. Jest bardzo dzielna zwróciła
się do pani Hartford, w którą Susie wpatrywała się z jawną ulgą.
Nigdy się nie poddawaj. Zwietnie sobie dajesz radę odparła pani Hartford i pocałowała
córkę, która od razu się uspokoiła. Po kilku minutach Vicky mogła zrezygnować z kolejnej dawki
leków.
Moja ręka... rzekła Susie. Wciąż oddychała płytko pomimo maski tlenowej zasłaniającej
część twarzy.
Boli? spytała Vicky, zadowolona, że pacjentka stara się mówić, ale tym razem Susie w
odpowiedzi kiwnęła tylko głową. Doktor Pearce zaraz się tym zajmie uspokoiła ją, a Steven
podszedł bliżej.
Cześć, Susie. Nazywam się Steven Pearce. Gdy spojrzał jej w oczy, na zbolałej twarzy
pojawił się nieśmiały uśmiech. Duszności ustąpiły, wiec podam ci teraz środki przeciwbólowe,
żebyś nie cierpiała. Zbadałem już rękę i wiem, że to proste złamanie, ale na wszelki wypadek ją
prześwietlimy, a potem założę ci gips.
Vicky cofnęła się i obserwowała Stevena, który dodawał odwagi ich pacjentce. Ta
życzliwość i chęć niesienia pomocy sprawiły, że stawał się jej coraz bliższy. Serce miała pełne
miłości. Nagle usłyszała cichy, zatroskany głos Nicole.
Przepraszam, co mówiłaś? spytała z roztargnieniem.
Dobrze się czujesz? Nicole zmarszczyła brwi.
Tak. Czemu pytasz? Wyglądam na chorą? dopytywała się szeptem Vicky.
Wybacz, że przerwałam ci rozmyślania. Nie mam zastrzeżeń do twojego wyglądu odparła
Nicole z domyślnym uśmiechem.
Co to ma znaczyć? Vicky stała się podejrzliwa.
Kochasz Stevena szepnęła koleżanka. Zastanawiałam się, kiedy wreszcie uświadomisz
sobie, co do niego czujesz.
To się rzuca w oczy?
Kto cię dobrze zna, ten odgadnie.
Wspaniale! odparła z westchnieniem. To oznacza, że cała okolica zna już mój sekret.
Mniejsza z tym. Nicole roześmiała się cicho. Podczas zakładania gipsu Stevenowi
potrzebna będzie twoja pomoc. Przygotujmy wszystko, a gdy Susie zostanie przewieziona do
pokoju zabiegowego, natychmiast zabierzemy się do pracy.
Vicky rozejrzała się po sali i zobaczyła, że dziewczynka właśnie opuszczają na szpitalnym
wózku. Steven usiadł przy biurku, żeby uzupełnić notatki w karcie, a gdy skończył, podał ją
Vicky.
Twoja kolej rzekł z uśmiechem, od którego natychmiast zrobiło jej się ciepło na sercu.
Przez całą wieczność mogłaby się wpatrywać w jego pogodną twarz. Gdybyś mnie
potrzebowała, jestem na radiologii.
Dobrze. Skinęła głową i zabrała się do pisania. Gdy wyszedł, Nicole współczującym
gestem położyła jej rękę na ramieniu.
To poważna sprawa, tak?
Owszem. Vicky pokiwała głową, niepewna, co ma zrobić. Czy powinna wyznać
Stevenowi, że go kocha? Może lepiej poczekać, aż on zrobi pierwszy krok. A jeśli...
Idę do pokoju zabiegowego. Wkrótce się tam zobaczymy oznajmiła Nicole.
Vicky pospiesznie uzupełniła notatki w karcie Susie i podpisała się, spoglądając
mimochodem na podpis Stevena wyrazny i czytelny, co było rzadkością wśród lekarzy. Sama
miała paskudny charakter pisma.
Po chwili przeszła do pokoju zabiegowego, by asystować Stevenowi, który zakładał gips na
złamaną rękę Susie. Gdy odwieziono ją do separatki, postanowił zajrzeć do Freda.
Pójdę z tobą zaproponowała Vicky i we dwoje ruszyli do jego pokoju.
Jak dziewczynka? spytał Fred, gdy stanęli w drzwiach.
Czuje się dobrze odparła. Atak duszności minął, więc oddycha swobodnie i odpoczywa.
To dobrze! odparł Fred i uspokojony opadł na poduszki. Obie z matką najadły się
strachu.
Masz rację. Vicky popatrzyła na jego kartę umieszczoną w nogach łóżka. Z
zadowoleniem uznała, że rokowania są pomyślne.
Co u Molly? Jak daje sobie radę? wypytywał z niespokojną miną.
Jest bardzo dzielna. Frank i Mavis na razie dotrzymują jej towarzystwa.
Mam nadzieję, że Daniel znajdzie w końcu tego łotra, który ją napadł, i postawi go przed
sądem.
Zmartwiony Steven pokręcił głową.
Niestety, na to musimy trochę poczekać.
Daniel sprawdza każdy ślad, ale takie śledztwo wymaga czasu dodała Vicky.
Zwięte słowa przytaknął Fred. Na szczęście Molly mieszka teraz z wujem i ciotką, więc
jest bezpieczna i może spać spokojnie.
Vicky była innego zdania i nadal martwiła się o koleżankę. Podczas kolejnych wizyt
upewniała się, że choć z pozoru Molly odzyskała równowagę, wcale nie czuje się tak dobrze. Z
uwagą obserwowała jej reakcje i spostrzegła wiele niepokojących objawów. Wystarczyło, że
zaszczekał jeden z psów, a Molly trzęsła się ze strachu.
Sąsiedzi jak zwykle stanęli na wysokości zadania i czuwali z daleka, starając sieją chronić w
miarę swych możliwości. Vicky dowiedziała się o tym od Mary, która zgodnie z jej
przewidywaniami dość szybko odzyskiwała dawną formę. Oboje z Jeffem pogodzili się już z
wielką stratą, ale zdawali sobie sprawę, że nie zapomną nigdy o synku.
W sobotę od samego rana świeciło słońce. Vicky wiedziała o tym, nim otworzyła oczy,
ponieważ zrobiło się tak jasno, że nie mogła spać. Na domiar złego Steven był blisko, a zarazem
daleko, i ta świadomość doprowadzała ją do szaleństwa. Niewinne pocałunki na dobranoc
pobudzały jej wyobraznię, a tęsknota stawała się nie do zniesienia.
Dzień dobry usłyszała niski głos, gdy w szlafroku zeszła do kuchni.
Z uśmiechem popatrzyła na Stevena. Miał na sobie dżinsy i bawełnianą koszulkę.
Jest kawa? spytała zachrypniętym głosem.
Oczywiście. Wcześnie się obudziłaś. Vicky odchrząknęła, napełniając kubki.
yle spałam tej nocy.
Ja również mruknął, przeczesując ręką włosy. Vicky podała mu kawę, wyszła na werandę
i usiadła na schodach. Przyłączył się do niej i rozglądał wokół. Oboje milczeli, pogrążeni w
zadumie. Steven siedział tuż obok Vicky, która czuła ciepło jego ciała. Szybko zdała sobie
sprawę, że wiele ryzykują. Póki nie postanowi, co zrobić z tą miłością, lepiej trzymać się od
niego z daleka. Przez chwilę szukała odpowiedniego tematu do rozmowy, a potem zapytała:
Kiedy przyjedzie twoja siostra?
Wpół do dziewiątej. Ostatnio marnie sypia.
Tak bywa w jej stanie.
Zgoda, ale niełatwo będzie zmusić Jacka, żeby wpół do ósmej był gotowy do wyjazdu,
zwłaszcza że to jedyny dzień, kiedy nie musi być w szpitalu.
Sądzisz, że się spóznią?
Nie, Kathryn postawi na swoim, czy to się Jackowi podoba, czy nie.
Doskonale. Bardzo chcę ich poznać, ale najpierw obowiązek, a potem przyjemność. Muszę
pojechać do szpitala i sprawdzić, jak się czuje Susie, a potem czekają mnie dwie wizyty domowe.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ebook @ pobieranie @ pdf @ do ÂściÂągnięcia @ download
Wątki
- Home
- Ellis_Lucy_Tydzien_w_Nowym_Jorku
- King Lucy Wystawa w Londynie
- Montgomery Lucy Maud Okruchy ĹwiatĹa
- Gordon Lucy WĹoskie wesele
- 311. Davis Suzannah Lekarka i kowboj
- Clark Lucy Ĺťycie na walizkach
- D327. Macaluso Pamela Samotny kowboj
- Downs, Jana [His Guardian Angels 01] Angel Bound
- Citizen's Homeland Defense Gu
- 025. Merritt Jackie Zielona dolina
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- atheist.opx.pl
Cytat
Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
Dies diem doces - dzień uczy dzień.