Dawno mówią: gdzie Bóg, tam zgoda. Orzechowski

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

A potem dodała prawie zamyślona:
- Chyba czas już, żebym coś ci wyjaśniła, mój drogi. Nie jesteś wcale tak
bystry i mądry, jak się nam wydawało. Przypominasz nie oszlifowany
kamień.
Dotarli do drzwi, ozdobionych okuciami w skomplikowane wzory, pnÄ…cza
akantu jakby wiły się po tłustym, nasyconym żywicą drewnie. Viveke
przekręciła klucz i zaraz wyciągnęła go z zamka.
- Oto, mój drogi, twoje nowe komnaty. Bardziej się panu podobają?
Podała klucz towarzyszkom.
- Nigdy nie otwierajcie bez mojego wyraznego sygnału. Jeśli macie
jakiekolwiek wątpliwości, czy robię to z własnej woli czy też przymuszona,
to wiecie chyba, jak powinnyście postąpić.
Na twarzach kobiet odbiło się niezadowolenie, ale pokiwały głowami.
Ravi próbował pochwycić ich spojrzenia, przeczuwał, że mogą być
ostatnimi żywymi istotami, jakie ma okazję oglądać, oczywiście z wyjątkiem
Viveke.
Ale ona uśmiechnęła się do niego niemal z czułością.
- Usiądz teraz, mój drogi. Zaraz wystawię dla nas trochę owoców i
herbatę. Będziemy mogli porozmawiać. Na pewno zastanawiasz się nad
wieloma rzeczami.
Ravi zaśmiał się chrapliwie.
- Musisz zakończyć wreszcie tę grę, Viveke. To cię doprowadzi do
zatracenia. Nie możesz mnie tu zatrzymywać przez całą wieczność.
Viveke uniosła jedną brew.
- Przez wieczność, mój drogi? Oczywiście, że mogę. To ty jesteś teraz
wiecznością. Stąd nie ma żadnego wyjścia. Nie ja o tym decyduję, tyle chyba
rozumiesz.
- A kto?
Uśmiechnęła się i nadgryzła świeżą figę.
- Zycie, mój drogi - odszepnęła. - Ów wieczny krÄ…g życia. Ten, który ty, ja
i my wszystkie, znające tajemnicę, wciąż utrzymujemy. Zmierć go przerywa,
lecz życie jest silniejsze. Tak jak ogień gaśnie około Nowego Roku, jak
zawsze było, tak samo rozpala się w moich rękach. Widziałeś? Widziałeś
dzieło stworzenia?
Wolno pokiwał głową. Domyślał się podobnej symboliki w rytuale,
którego był świadkiem.
- Ogień... Dlaczego nie możecie po prostu pozwolić, by się palił? To chyba
lepszy symbol wieczności.
Viveke roześmiała się dzwięcznie.
- Jesteś głupszy, niż sądziłam. Ale jesteś potężny, czujemy to. Posiadasz
moc, której nie znalazłyśmy u żadnego innego mężczyzny. Dlatego cię
czcimy. Dlatego ciÄ™ tu zatrzymujemy. Na zawsze.
Ravi wolno pokręcił głową.
- Jesteś szalona. Zdajesz sobie z tego sprawę? Viveke oblizała palce.
- Oczywiście, że jestem, ale nikt w to teraz nie uwierzy. Wiesz, że
wychodzę za mąż?
Nie odpowiedział. Tylko w spojrzenie, które jej posłał, starał się włożyć
całą swoją odrazę.
- Wielki Sforza się oświadczył. On jest potężny. Jeszcze potężniejszy niż
ojciec Taurusa, który tak ci zaimponował. A mój drogi tatuś jest tym
zachwycony. Tysiąc robotników właśnie zabiera się do pracy. Budują dla
mnie pałac, olbrzymi, biały, unoszący się w powietrzu pałac nad Tybrem.
- Wspaniale, będziesz więc mogła skończyć z tą zabawą.
Poderwała się, podeszła do niego. Odsłoniła białe ząbki przypominające
marmur, ściekał z nich owocowy sok. Ostrym językiem prędko oblizała usta.
- Zabawą? Zabawą? Uważaj na to, co mówisz, mój drogi, bo inaczej
następnym razem popłynie twoja krew. Twoja krew i to w inny, nie święty
sposób.
Ravi nie przestraszył się tej grozby. Ona go nie zabije, sama wszak
powiedziała, że jest ważny.
Oparł się wygodniej, ciężko ułożył przedramiona na grubych poduszkach
tworzÄ…cych siedzenie.
- Opowiadaj, Viveke, wtajemnicz mnie w to, co robicie. Nie zaszkodzi
chyba, jeśli dowiem się czegoś więcej. Przecież i tak nigdy nikomu tego nie
zdradzę, nie musicie się mnie bać.
- Bać? My nie boimy się niczego. To, co robimy, nas chroni.
- Nie jest wcale pewne, czy władzom spodobałyby się te dziwaczne
towarzyskie zabawy, nawet jeśli uczestniczą w nich wraz z tobą córki
potężnych ludzi, Viveke.
Znów się roześmiała, potrząsając głową.
- Ty doprawdy niczego nie zrozumiałeś. I kontynuowała już ściszonym
głosem:
- Najpotężniejsi ludzie w Rzymie składają nam dary, ponieważ my
utrzymujemy płomień przy życiu. Robią to ci wszyscy, którzy cokolwiek
wiedzą. Ci, którzy dostąpili bodaj odrobiny oświecenia więcej niż ci
strojnisie z kościoła. Wiedzą, że na długo przed urodzeniem tego słabeusza,
Bożego syna, do nas należała cała władza. Nigdy też jej nie utraciłyśmy. Nie
zdołał odebrać nam jej On ani też inni prorocy. Poklepała się po brzuchu.
- Tutaj tkwi moc. W naszych brzuchach. Nie jesteśmy jedynie tymi, które
dają życie wszystkim ludziom. My jesteśmy ziemią, rozumiesz? Bogiem!
Ravi słuchał, nawet nie drgnął.
- %7łycie i śmierć - szeptała Viveke. - Zmierć i zmartwychwstanie, to my,
tylko my mamy nad tym władzę. Dlatego niczego się nie boimy. Jesteśmy
wszystkim.
- Nietrudno jest mieć władzę nad życiem i śmiercią. Potrzeba do tego tylko
noża albo pistoletu - cierpko zauważył Ravi.
- Owszem. Ale to tylko jedna strona, przyjacielu. Ty możesz zabić,
możesz przerwać krąg, ale czy jesteś w stanie stworzyć życie? Całkiem sam?
- Tego nikt nie potrafi.
Viveke sięgnęła po jeszcze jeden owoc, Raviemu wydało się, że nigdy w
życiu nie będzie już w stanie zjeść pomarańczy, widząc, co ona z nią
wyprawia.
- Owszem, ja mogę - uśmiechnęła się pod nosem. -Na tym polega cała
różnica między tobą a mną. Między kobietą a mężczyzną. Ja mogę dawać
życie bez niczyjej pomocy albo zgody, ty tego nie potrafisz.
Ravi nie miał dłużej siły uczestniczyć w tej osobliwej dyskusji. Wychylił
się w przód i najbardziej obojętnym głosem, na jaki mógł się zdobyć, spytał:
- Jak tu trafiłaś, Viveke? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jungheinrich.pev.pl
  • WÄ…tki

    Cytat


    Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
    Dla cierpiÄ…cego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiÄ…cego psychicznie - przyjaciel. Menander
    Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
    De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
    Dies diem doces - dzień uczy dzień.