[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozpacz. - Musi przy mnie być, żebym mogła spać spokojnie.
Proszę!
Susan zwalczyła impuls, który kazał jej się nie zgodzić.
Zagryzła wargę.
Czy zdoła ustrzec mamę przed człowiekiem, który nocą
zakradł się do jej domu, przed draniem, który porwał, a może i
zabił jej pieska? Wiedziała też, że najprawdopodobniej straci
pracę - jeśli w ciągu najbliższych dwóch tygodni nie wydarzy
się coś bardzo ważnego.
Czy powinna narażać. życie mamy - i denerwować siostrę - z
powodu dumy, uporu i dawnych zatargów?
- Jestem bardzo zmęczona - powiedziała po chwili. - Muszę
trochę odpocząć i zebrać myśli. Obiecuję, że się nad tym
zastanowię.
- Tak? - Carol nie spodziewała się ustępstwa.
- Jeśli mówiłaś szczerze i nie był to tylko argument w kłótni.
- Oczywiście, że nie, Susan. Ja tylko ... na pewno dobrze się
czujesz? Może jednak powinnaś zrobić prześwietlenie?
Susan zapewniła ją, że wszystko jest w porządku, i
skończyła rozmowę. Pomyślała, że jest chyba okropną siostrą,
skoro Carol, słysząc, że się zgadza, natychmiast podejrzewa ją o
zaburzenia psychiczne po wypadku.
Parkując pikapa na ulicy Mirage, Luke zobaczył Susan.
Wyciągała coś ze swojego czerwonego dżipa. Zpiwór i mała
walizka już leżały na chodniku. Schował kluczyki do kieszeni i
podbiegł do niej.
- Trzeba było do mnie zadzwonić! - Te słowa wyrwały mu
85
się same. - Ktoś z rodziny powinien przy was być.
Gdy zwróciła ku niemu głowę, spojrzał z przerażeniem na
guz nad jej lewym okiem.
- Z rodziny - powtórzyła, ale to do niego nie dotarło.
Przyglądał się ciemnofioletowemu siniakowi i rozcięciu. Skóra
obok rany była śmiertelnie blada.
Pomyślał ze zgrozą, że człowiek, który to zrobił, mógł ją
nawet zabić.
Gdy sobie to uświadomił, nogi się pod nim ugięły.
Bezwiednie sięgnął ręką do jej twarzy.
- Susan ...
Odskoczyła, jakby się bała, że dotknie bolącego miejsca.
Zauważył, że w prawej dłoni ściska jakiś mały przedmiot.
- Jak mogę ci pomóc? - Przysiągł sobie, że zrobi wszystko, o
co go poprosi, nawet zamorduje drania, który śmiał ją
skrzywdzić. Trząsł się z wściekłości. Dawno się tak nie czuł.
- Możesz ... możesz ... O Boże ... - Głos jej się załamał.
Upuściła na jego wyciągniętą rękę przedmiot, który trzymała.
Coś zadzwięczało. - Wez to. Proszę.
Spojrzał na niebieski pasek, z początku nie rozumiejąc.
Dopiero po chwili dotarło do niego, że to obroża Peavy'ego.
Odetchnął głęboko, próbując zebrać myśli. Wiedział, że
zamiast się wściekać, powinien ją uspokoić.
- Spójrz!- nakazała. - Z początku też nie zauważyłam.
Myślałam, że brzęczą numerki, ale ...
Zachwiała się na nogach. Upadłaby, gdyby nie podtrzymał
jej ramieniem.
- Susan - powiedział. - Chodzmy do domu. Usiądziesz.
Opadła na niego i zarzuciła mu ręce na ramiona. Objął ją
mocno.
- Obrączka... - szepnęła mu do ucha. - Spójrz na nią...
obrączka.
Nie chciał wypuszczać jej z ramion nawet na chwilę. Ale
gdy usłyszał jej słowa, włoski zjeżyły mu się na karku.
Zobaczył szeroką złotą obrączkę, wsuniętą na obrożę między
86
numerkami.
Wciąż podtrzymując Susan, popatrzył na trzy diamenty - te,
których błysk tak często widział na palcu brata.
Odruchowo zacisnął dłoń na obrączce.
- To Briana?
Odsunęła się od niego. Chyba opanowała ogarniający ją
strach.
- Tak - powiedziała, kiwając głową.
- Ale gdzie? Jak?
- W środku - powiedziała i sięgnęła po torbę.
Był szybszy.
- Ja to wezmę.
Nie zaprotestowała, gdy podniósł jej bagaże i podszedł do
swojego pikapa, żeby wziąć uszkodzony twardy dysk. Gdyby
choć przez chwilę sądził, że mu na to pozwoli, wziąłby ją na
ręce i zaniósł do środka.
Zaprowadziła go do mieszkania Maggie na pierwszym
piętrze. Było małe, ale schludne i przytulne, ładnie urządzone,
mimo że dosłownie wszędzie były rozłożone koronkowe
serwetki. Jedna leżała nawet pod monitorem starego komputera,
stojącego na lekkim stoliku w rogu salonu. Zamontowany w
oknie klimatyzator z szelestem chłodził wnętrze.
Luke zerknął na drzwi w korytarzu, które przed chwilą
zamknęła Susan.
- Pokój mamy - wyjaśniła. - Maggie właśnie zasnęła. Dzięki
Bogu, przyjaciółki już poszły. Dłużej bym tego nie wytrzymała.
Spojrzał na nią pytająco.
Chyba zrozumiała jego spojrzenie.
- Z powodu twojej mamy i brata Maddoksowie nie są teraz
zbyt lubiani. Pewnie masz dość tego, że wszyscy gadają o
sprawach twojej rodziny.
- Po jakimś czasie można przywyknąć - powiedział. On sam
się nie przyzwyczaił, ale przypuszczał, że jednak jest to
możliwe.
Susan minęła niebieski fotel i usiadła na wyściełanej sofie w
87
staromodny, kwiecisty wzór. On także usiadł. Ich kolana się
dotknęły. Ucieszył się, gdy udała, że tego nie zauważa. Może
potrzebowała cielesnego kontaktu. A może, tak jak on, poczuła
przeskakującą iskrę, to grozne, trudne do zwalczenia
przyciąganie.
Rozpiął niebieską obrożę i zsunął z niej złoty krążek. Nie
sądził, że jeszcze kiedyś zobaczy ślubną obrączkę brata.
- Gdzie to znalazłaś?
- Obroża wisiała w dżipie, znalazłam ją rano. Ktoś ją tam
podrzucił, ale nie
wiem, kiedy. W nocy, po wybuchu pożaru, koło domu
kręciło się mnóstwo ludzi.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ebook @ pobieranie @ pdf @ do ÂściÂągnięcia @ download
Wątki
- Home
- 309. Harlequin Romance Lamb Charlotte Zlosc milosci szkodzi
- Cervantes Novela de la gitanilla
- Foley, Gaelen 2 Lord of Ice
- Warren Murphy Destroyer 073 Line of Succession
- Gardner Erle Stanley Potrzebna atrakcyjna brunetka
- Arabian Nights Anonymous Vol4
- 115. Herrmann Paul POKAśąCIE MI TESTAMENT ADAMA tom 2
- Heath_Lorraine_ _Ta_jedna_lza
- Aldiss, Brian W. Galaxias Como Granos de Arena
- my czyli jak byc razem demo
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- ministranci-w.xlx.pl
Cytat
Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
Dies diem doces - dzień uczy dzień.