Dawno mówią: gdzie Bóg, tam zgoda. Orzechowski

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zrzucić cię ze schodów.
 Właśnie ja o to was proszę, abyście ich rozesłali, a. mnie pozwolili...
 Zmiłuj się  przerwał marszałek.  Jesteś jakiś rozgorączkowany. Zachciało ci się
rzeczy po prostu śmiesznej. To, czego chcesz, nie może się stać!
 Wolisz więc, aby ginął?  odparł gorąco żebrak.
Mówił to, gdy szelest i chód żywy dał się słyszeć w korytarzu. Drzwi otwarły się nagle i
starosta w szlafroku, na pół ubrany, zjawił się w nich. Zobaczywszy o krok przed sobą tego
żebraka, który mu przypomniał żywo maskę widzianą na reducie, stanął zdziwiony i niemal
przestraszony.
Czeremecha śpiesznie podszedł ku niemu i do ucha mu cóś szeptać począł. Panicz oczyma
przelękłymi spoglądał na żebraka i na swego sługę, jakby pytał, co ten człowiek miał tu znaczyć,
gdy Czeremecha po namyśle krótkim dał Kożuszkowi znak ręką i wyszedł.
W ciągu małego tego przestanku Kożuszek zbladł, zadrżał, przeżegnał się nieznacznie i
można go było sądzić, że modli się po cichu, wzywając Ducha Zwiętego. Staroście, który się w
niego wpatrywał, zdawało się, iż ma do czynienia zna wpół obłąkanym.
Wtem Kożuszek odezwał się głosem drżącym:
 Panu Bogu wszechmogącemu dziękuję, że dozwolił mnie, grzesznikowi niegodnemu tej
łaski; spełnić, czego dawno pragnąłem, i zbliżyć się do was panie starosto! Tak! Pragnąłem na
początku tej drogi życia, w której bramie stoicie, powitać was, jak się u starych Rzymian witało
przychodnia ostrzeżeniem: Cave canem! Szczęśliwy jestem, że mogę ci powiedzieć: psów się strzeż
i gorszych od nich ludzi!
Dziwny ten początek jakoś brzmiał niezrozumiale w uszach starosty, iż nie umiał
odpowiedzieć. Człowiek ten zawsze mu jeszcze obłąkanym się zdawał.
Głos żebraka z wolna łagodnieć zaczął i drżącym być przestał.
 Spytacie mnie pewnie, jakim prawem ja, nędzny żebrak, twoim mentorem się kreuję? A,
panie, bo mi cię żal, bo ty, kwiatku świeży, rozwinięty na pniu starego rodu wielkiej zasługi, idziesz
nieopatrzny i nie wiesz, że w tej życia dobie jeden krok fałszywie postawiony może poprowadzić na
bezdroże, z którego nie wyjdziesz cało.
Starostą tą admonicją uczuł się trochę obrażonym.
Widać to było z nagłego rumieńca, który mu na twarz wystąpił, i z wyrazu oczów jego.
 Młodym jesteś, krew masz gorącą  ciągnął dalej Kożuszek.  Ludzie na twą
niewinność, nieświadomość, ich złości na twe żądze czyhają jak na pastwę. Zgubią cię!
Chciał przemówić cóś młodzieniec, gdy żebrak, ręce załamując, uklęknął przed nim.
 Daj mi mówić  zawołał  przysięgam, że chcę tylko dobra twojego, ratować cię póki
czas! Oto już cię zaciągnęli do domu tej kobiety, która ludzmi jako zabawkami rzuca, robi z nich,
co chce, oślepia, krępuje, popycha. Rozumna jest, zła, a przewrotna. To kameleon, to żmija,
czarownica. A Pan Bóg czy szatan jej dał umiejętność taką, że ostrzeżonych i ostrożnych
pokonywa, a cóż dopiero takiego, jak ty, który w kłamstwo to wcielone wierzysz. Na Boga żywego,
nie chodz tam! Ona zgubioną jest i z sobą do zguby powlecze, kto się do niej zbliży. Uciekaj od tej
kobiety! Bóg ją stworzył tak, jak te anioły, co upadły, piękną, rozumną, istotą wybraną. Ona wolała
w szatana się przedzierzgnąć i iść w piekło, w kał!
Mówiąc, stary patrzył w oczy staroście, który rumienił się i mieszał coraz bardziej. %7łebrak
na chwilę zamilkł ze wzruszenia.
 Ta niegodziwa niewiasta jest sługą tych, co nasz nieszczęśliwy kraj wiodą do zguby; ona
jest narzędziem w ich ręku. Jeżeli nie chciwość, to ambicja ją prowadzi.
 Ale któż wy jesteście, co to wszystko wiecie i chcecie mi dawać nauki?  wtrącił
nareszcie z dumą pewną starosta.
%7łebrak z pokorą potrząsnął połą swojego kożuszka, uśmiechając się gorzko.
 Jestem nędzny grzesznik, robak, nędzarz, człowiek, co wycierpiał wiele  rzekł cicho
 co już na świecie nie ma nic, oprócz głosu, jaki Bóg mu włożył w usta, głosu wołającego na
puszczy.
Panicz wpatrywał się w niego ciekawie. Kożuszek to w zapał wpadał, to hamował się i
ostygał. Ręką tarł czoło.
 Starosto  rzekł  wysłano was do stolicy w godzinie, gdy około winnicy praca wielka,
robotnika dużo, ale i roboty wiele! Twoi starsi i rówieśnicy krzątają się, aby stary gmach
Rzeczypospolitej na lepszych podwalinach ustawić. Idzże do nich, trzymaj z nimi, pracuj dla
przyszłości. Tam miejsce jest was godne. Cnotliwych szukajcie, a przyjmą was. Poznacie ich po
tym, że tam, gdzie was zaprowadzono, żadnego z nich nie ma.
Jutro, gdy was uwikłają i zaplączą ci, co do was przylgnęli, nie czas już będzie. Chwili dziś
poczciwi do stracenia nie mają. Jam proximus ardet Ucalegon.
Aacińska ta cytata, która się mimo woli wyrwała żebrakowi mocniej może uderzyła starostę
niż cała mowa. Była ona dowodem, że nie prostego żebraka miał przed sobą. Młodzieńcza
ciekawość pobudzoną była do najwyższego stopnia. Innymi oczyma spoglądał teraz na tę
dziwaczną, narzucającą mu się, niezrozumiałą postać.
 Nie sądzę  rzekł po namyśle  abym w ciągu krótkiego mojego pobytu w tej stolicy
postawił już jaki krok fałszywy. Wiek mój nie dozwala mi się mieszać w sprawy polityczne, a
stosunki, które nawiązałem, w niczym mnie nie krępują.
 I właśnie dlatego, że czas jeszcze zawrócić się, pragnąłem was widzieć, panie starosto 
odezwał się żebrak.  Dom tej kobiety, do której cię wprowadzono, jest jaskinią rozbójników,
szulernią, placem, gdzie się knują i wiążą intrygi bezecne, gdzie się sprzedają i kupują sumienia,
dobywają upojeniem tajemnice i gdzie frymarczą nimi. Ja tę kobietę... tę kobietę  tu starcowi głos
się zmienił i załzawił  znam na nieszczęście od dzieciństwa, gdy jeszcze aniołkiem była, a własna
matka popchnęła ją na zgubę i srom. Teraz już duszy jej nie wybielić, charakteru nie odmienić,
chyba...
Zamilkł chwilę i zamruczał:
 Chybaby ją wszyscy opuścili, a nieszczęście ją dotknęło, ażeby gorzkimi musiała płakać
łzami, krwawymi łzami.
Starosta przysłuchiwał się z rosnącą i nietajoną ciekawością.
 Powinienem wam podziękować  odezwał się  że z tak życzliwą radą przyszliście do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jungheinrich.pev.pl
  • Wątki

    Cytat


    Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
    Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
    Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
    De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
    Dies diem doces - dzień uczy dzień.