Dawno mówią: gdzie Bóg, tam zgoda. Orzechowski

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

RS
64
jak człowiek rozsądny i odpowiedzialny. Po sprzedaży lodówki miał nawet
jeszcze pieniądze, by odpowiednio wynagrodzić sędziego. Kadi uznał, że
ojciec jest dobrym mężem, że okres szaleństwa ma za sobą. A teraz jest
gotów zabrać z powrotem swoją żonę i stanąć na czele rodziny, tak jak się
należy.
- Szarifo - powiedział kadi do mojej matki - niniejszym ogłaszam, że masz
wrócić z tym człowiekiem do swoich dzieci. To jest dobry i mądry
mężczyzna. Popełnił błąd i wyciągnął z niego wnioski. Gdyby znowu miał
się pojawić jakiś powód do skargi, przyjdz do mnie, będę cię chronił i, jeśli
będzie trzeba, orzeknę ostateczny rozwód.
Także naczelnik wsi stanął po stronie ojca. Matka spakowała w Ad-Dirhu
swoje rzeczy, pożegnała się z rodziną, wzięła Asję za rączkę i wsiadła
razem z nami do autobusu jadącego do Agadiru.
Nigdy więcej miała nie wrócić do rodzinnej wioski.
RS
65
Ostatnie lato
Matka wróciła do domu, który już nie był domem. Był ruiną, brudną,
zaniedbaną, bez mebli. Z pomocą sąsiadki, Fatimy Marrakuszijji, udało się
jej przywrócić go jako tako do stanu mieszkalnego. Przez dwa dni obie
kobiety szorowały podłogi, ściany, kafelki. Myły okna, wyrzucały śmieci,
prały na tarze wszystkie ubrania w blaszanym cebrzyku na podwórku. Na
dachu rozciągnęły sznurki do suszenia bielizny. Cały dom pachniał mydłem,
chlorem, czystością.
Rodzice zdobyli skądś łóżko i trochę mebli. Z resztką pieniędzy ze
sprzedaży lodówki ojciec poszedł na zakupy. Wrócił z górą owoców,
warzyw, a nawet z kawałkiem tłustej baraniny. Było tego tyle, że musiał
wziąć taksówkę, żeby wszystko przywiezć.
Wieczorem matka zaczęła gotować, a po naszym domu rozszedł się zapach,
jakiego od dawna już nie wąchaliśmy. Dzieci siedziały w kuchni.
Chcieliśmy być blisko matki - i całego jedzenia, za którym tak tęskniliśmy.
- Kurczaki też będą? - zapytał z nadzieją w głosie Dżabir.
- Ciesz się, że w ogóle coś dostaniesz - odpowiedziała Rabi'a.
Wieczorem on też był zadowolony, jedząc barani tadżin zrobiony przez
matkę. Tadżin to tradycyjna jednogarnkowa potrawa marokańska,
przyrządzana i podawana w glinianym naczyniu. Je się ją ze świeżo
upieczonym płaskim chlebem z ciasta drożdżowego. Jedliśmy palcami -
dopóty, dopóki prawie nie popękaliśmy z przejedzenia.
Nasze życie zaczęło się normalizować. Rabi a, Dżabir, Dżamila i Muna
chodzili do szkoły. Wafa i ja poszłyśmy do szkoły koranicznej.
Szkoła koraniczna mieściła się przy ulicy równoległej do naszej, obok
publicznego pieca, w którym piekli chleb ludzie nieposiadający własnej
kuchenki. Kierownikiem szkoły był mężczyzna z imponującym nosem i
wielkimi uszami. Już nie pamiętam, jak się naprawdę nazywał - my
nazywaliśmy go talib bi'msgan, co po berberyjsku znaczy  wielkouchy
nauczyciel*'.
Talib urządził klasę szkolną na parterze swojego domu. Nauczał dzieci w
wieku przedszkolnym, pokazując im kilka liter, a w szczególności jednak
RS
66
musieliśmy się uczyć sur z Koranu.
Nie znosiłam taliba i jego lekcji, bo był bardzo surowy. Siedział na wielkiej
poduszce pod szczytową ścianą pokoju. Nosił mały, kolorowy kapelusz i
jasnobrązową dżellabę. W ręce trzymał metrowej długości bambusową
trzcinę, którą bił dzieci, jeśli jego zdaniem niedostatecznie uważały.
Dzieci siedziały na trzcinowych matach na wprost taliba. Było nas dużo,
sądzę, że co najmniej czterdzieścioro. Tłoczyliśmy się jedno obok drugiego
na tych matach.
Było nam bardzo niewygodnie. Pod koniec lekcji mieliśmy na nogach
odciśnięty wzór mat.
Kiedyś Wafa szepnęła:
- Ouardo, nie mogę już wysiedzieć.
Chciałam chyłkiem podłożyć jej rękę pod stopę, żeby trzcina się jej nie
wpijała w delikatną skórę.
Trzask! Talib zauważył i uderzył mnie bambusem po głowie. Od razu
wróciłam do mamrotania sury 107, Wspomożenie [Al-Ma'un]:
W imię Boga Miłosiernego, Litościwego!
Czy widziałeś tego,
który za kłamstwo uważa religię?
To jest ten,
który z pogardą odpycha sierotę,
który nie zachęca do nakarmienia biednego.
Biada modlącym się,
którzy są niedbali w swojej modlitwie,
którzy tylko chcą być widziani,
a odmawiają wspomożenia.
Wypowiadałam te wersety głośno, bo nie lubiłam taliba. Czy w ostatni
piątek, tuż przed modlitwą południową w piątek, nie dostał od sąsiadki
wielkiej miski kuskusu -potrawy z kaszy pszennej z grubymi kawałkami
mięsa? Czy nie myśleliśmy wszyscy, że czeka nas wspaniała uczta? I czy
nas, ubogich, straszliwie nie upokorzył?
- Proszę dać to dzieciom, sidi talibl - powiedziała sąsiadka. - Koran mówi,
RS
67
że właśnie one zasługują na naszą jałmużnę, bo przyjmują ją z czystym
sercem.
Talib podziękował i postawił przed sobą wielką drewnianą misę, pełną
parującego kuskusu. Zlinka nam pociekła do ust, gdy zapach jedzenia
rozszedł się w pomieszczeniu.
- Ojej - powiedziała Wafa - będzie dziś sadaka. Sadaka to piątkowa
jałmużna, jaką ludzie zamożni dają swoim ubogim współbraciom. Piątek
był tym dniem, w którym nawet w najgorszych czasach zawsze najadaliśmy
się do syta. Szliśmy naszą ulicą i patrzyliśmy, czy ktoś nie wystawił
jedzenia przed drzwi domu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jungheinrich.pev.pl
  • Wątki

    Cytat


    Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
    Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
    Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
    De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
    Dies diem doces - dzień uczy dzień.