[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Bellissima? - powtórzyła z niedowierzaniem.
- Naprawdę. - Ujął jej dłonie w swoje. - Jesteś... - Pocałował przegub prawej
dłoni - ...bardzo piękna, Lucio. Chcę, żeby cały świat o tym wiedział. Przymierz te
rzeczy. - Ruchem głowy wskazał torbę, którą Paola postawiła na podłodze. - Zrób
to dla mnie.
- Dobrze. - Lucy tak gwałtownie wstała, że omal się nie potknęła.
Wyjęła z torby pierwszą rzecz, jaka leżała na wierzchu: sukienkę z czer-
wonego jedwabiu.
W tej samej chwili Maximo się zorientował, jak wielki popełnił błąd. Ta su-
kienka wyglądałaby pięknie na Esme, albo na Arabelli, albo na każdej innej kobie-
cie, z którą już zdążył się przespać, ale nie nadawała się dla Lucy.
- Nie - powiedział prędko. - Zmieniłem zdanie.
R
L
- Ale...
- Te stroje do ciebie nie pasujÄ…. Pojedziemy do Mediolanu na zakupy. Nic siÄ™
nie stanie, jeśli zjawimy się trochę pózniej, niż zaplanowałem. - Popatrzył na ga-
worzącą Chloe, wciąż ubraną w za małą poprzecieraną piżamkę. - Małą też trzeba
jakoś ubrać.
- Oj, tak - Lucy uśmiechnęła się uszczęśliwiona. - Chloe mi ze wszystkiego
wyrosła. Rzeczywiście powinnam jej coś kupić, ale czy ja mogę wydać twoje pie-
niÄ…dze na swoje dziecko?
Omal nie wybuchnął śmiechem. Radość rozświetlająca oczy Lucy była tak
wielka, że dziewczyna stała się jeszcze piękniejsza. Maximo pożałował, że wcze-
śniej nie przyszło mu do głowy, żeby zabrać ją na zakupy.
- Możesz kupić wszystko, co tylko zechcesz - zapewnił. - Jeśli w Mediolanie
zabraknie ubrań, to po resztę pojedziemy do Rzymu.
- Cudownie! - wykrzyknęła uradowana jak dziecko. Ale zaraz mina jej zrze-
dła. - Dzisiaj jest Nowy Rok. Wszystkie sklepy są pozamykane.
Tym razem Maximo się roześmiał.
- Nie martw się - powiedział. - Mnie otworzą. Połowa z nich należy do mnie,
a reszta też by chciała.
- To tak jak z kobietami - szepnęła posmutniała Lucy.
- Mam tylko jedną żonę. - Maximo posadził ją obok siebie na kanapie.
Lucy drżała, a on bardzo chciał ją pocałować. I nagle mała Chloe, która się
gramoliła na kolana matki, wyciągnęła rączki do Maxima i coś do niego po swoje-
mu gulgotała. Zdziwił się, ale wziął dziewczynkę na ręce.
Ukochany hipopotam upadł na podłogę. Chloe koniecznie chciała go dostać z
powrotem, więc Maximo podał jej zabawkę. Hipopotam był kiedyś purpurowy, ale
zrudział od niezliczonych uścisków i brakowało mu oka, a jednak Chloe nie posia-
dała się z radości, kiedy wzięła go w rączki. Machała bez opamiętania zniszczoną
zabawką i śmiała się do rozpuku.
R
L
Niechcący Maximo przypomniał sobie moment sprzed dwudziestu lat, kiedy
także trzymał w ramionach niemowlę. Dym, płomienie, a potem wybuch.
- Co się stało? - spytała zaniepokojona Lucy.
- Nic. - Potrząsnął głową i pozbył się z pamięci przerażającego wspomnienia.
A jednak się zaniepokoił. Wspomnienie przypłynęło niewołane, a to znaczy,
że Lucia i jej córeczka jakimś cudem przełamały zaporę, jaką się otoczył; zmusiły
do powrotu zmory, które dotąd trzymał z dala od siebie.
R
L
ROZDZIAA SIÓDMY
Gdy po południu jechali rolls-royce'em z Mediolanu, Lucy niemal nie pozna-
wała samej siebie. Maximo też się zmienił. Dumny książę stał się czarującym
opiekunem. Całe przedpołudnie chodził z Lucy i jej córeczką po sklepach z rze-
czami dla dzieci. To on popychał przed sobą wspaniały wózek, w którym rezydo-
wała Chloe. Dopiero gdy bagażnik był pełen nawet tego, co małemu dziecku nie
jest potrzebne do szczęścia, książę kazał się Lucy opamiętać i wreszcie kupić jakieś
rzeczy dla siebie.
Więc odwiedzili salon Prady, Versace, Chanel i Valentino. Maximo cierpliwie
czekał, aż Lucy przymierzy ubrania. Zabawiał Chloe i czytał jej bajeczki, żeby ma-
ła się nie nudziła, aż w końcu dziewczynka zasnęła w nowym wózku. A gdy Lucy
pokazywała mu się w jakimś stroju, mierzył ją wzrokiem i za każdym razem się
uśmiechał. Czasami nawet mruczał pod nosem: Bellissima.
W każdym sklepie Lucy była obsypywana komplementami i obsługiwana jak
królowa. Na koniec zatrzymali się w salonie kosmetycznym, gdzie nią jedną zaj-
mowało się aż sześć osób naraz. Jedna robiła makijaż, druga układała włosy, trzecia
robiła manicure, czwarta pedicure, piąta masowała plecy Lucy, a szósta podała jej
kawÄ™.
Okulary zastąpiono szkłami kontaktowymi. Włosy umyto, ostrzyżono i ucze-
sano w elegancką fryzurę. Makijaż miała Lucy naturalny i bardzo delikatny. Ubra-
na w wymyślną bluzkę, obcisłą spódniczkę i długi płaszcz z wielbłądziej wełny
czuła się jak najprawdziwsza kobieta. Jej stare okulary i najpotrzebniejsze drobia-
zgi dla Chloe leżały w wielkiej skórzanej torbie od Ferrazziego.
Mam torbę na pieluchy za trzy tysiące dolarów, pomyślała wciąż jeszcze za-
dziwiona. Do tego wysokie buty na obcasie i sznur prawdziwych pereł na szyi...
Może Maximo ma rację, pomyślała. Może człowiek naprawdę lepiej o sobie
myśli, kiedy jest elegancko ubrany.
R
L
- Prześlicznie wyglądasz, cara - powiedział, patrząc na nią z zachwytem.
- Mam nadzieję, że wyglądam, jak przystało na twoją żonę.
- Dio santo! Sei bellissima. Jesteś piękna, Lucio.
Lucia... Tak, w tym stroju, w eleganckiej limuzynie w drodze do pałacu i jako
żona księcia Lucy miała wrażenie, że pasuje nawet do tego egzotycznego imienia.
Nowe imiÄ™, nowy wyglÄ…d i nowa nadzieja.
Nadal martwiło ją, że jej małżeństwo potrwa tylko do śmierci jakiegoś starca.
Ale Maximo miał rację: ludzie są śmiertelni. Wszyscy. W końcu jej mama też
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ebook @ pobieranie @ pdf @ do ÂściÂągnięcia @ download
WÄ…tki
- Home
- Burnett Frances Hodgson Burnett Mała księżniczka
- Saga o Ludziach Lodu 45 Książę czarnych sal
- (54) Niemirski Arkadiusz Pan Samochodzik i ... Stara księg
- 100. Graham Darlene Pełnia księżyca
- Hart Jessica Zwykła księżniczka
- Jordan Penny Książę z Florencji(1)
- Ouarda Saillo Księżyc we łzach
- 12 Wrzosy (Księżna)
- Jennie Adams Kolorowy ptak
- Strindberg August Bajki
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- binti.htw.pl
Cytat
Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
Dla cierpiÄ…cego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiÄ…cego psychicznie - przyjaciel. Menander
Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
Dies diem doces - dzień uczy dzień.