Dawno mówią: gdzie Bóg, tam zgoda. Orzechowski

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Kochasz matkę - stwierdziła Lotta.
- Dlaczego tak myślisz?
- Choćby dlatego, że opiekujesz się jej psem.
- Mojej matce trudno odmówić - przyznał. - Kocham ją, jasne, ale bywa nie do
zniesienia. Jest niepoważna, roztrzepana, nie potrafi się skupić. Nie można na niej pole-
gać. Czaruje, rozdaje całusy, a zostawia po sobie emocjonalny i finansowy chaos. Nie
pomyśli, że ktoś - przeważnie ja - będzie musiał po niej sprzątnąć. Dlatego nie pojmuję,
jak mogłem się związać z kimś takim jak Ella.
- Czasem przeciwieństwa się przyciągają - nieśmiało zasugerowała Lotta.
- Chyba tylko w łóżku - skwitował. - Ja szukam kogoś na stałe. Matka czuła się tu
fatalnie, z Ellą byłoby tak samo. Macocha przeżyła, ale swoimi idiotycznymi pomysłami
doprowadziła ojca na skraj bankructwa. Lubię towarzystwo kobiet, ale dostałem nauczkę.
Teraz będę ostrożniejszy. Szukam miłej, rozsądnej, praktycznej kobiety, która zechce
zamieszkać ze mną w Loch Mhoraigh House i wieść wiejskie życie. Niepotrzebny mi
splendor. Wolę kogoś, kto umie pokierować ciągnikiem i pomoże mi przy owcach.
- Może dorzuć, że musi umieć gotować? - skomentowała z przekąsem Lotta. - To
byłby prawdziwy skarb!
- Kobieta, której szukam, na pewno umie gotować. Bez dwóch zdań.
Próbował ją odstraszyć, czuła to.
R
L
T
Okej, dotarło. Wprawdzie uważała się za rozsądną, ale Corran mógł myśleć ina-
czej, no i nie była dobrą kucharką.
Cóż, daleko jej do ideału Corrana.
Zresztą i tak nie mogła zostać w Mhoraigh. Szukał kogoś na stałe, o ona była tu
przejazdem. Jej domem było Montluce.
Mimo to poczuła miły dreszcz, kiedy następnego ranka Corran zjawił się w jednym
z domków. Stare sztruksy i dziurawy sweter zamienił na ciemne spodnie i marynarkę. Z
kieszeni wystawał mu krawat.
- Wyglądasz elegancko - skomentowała.
Skrzywił się.
- Stwierdziłem, że do prawnika wypada się ubrać porządnie.
Rozejrzał się po pomieszczeniu, nadal obskurnym, ale już odświeżonym, i jego
wzrok spoczął ponownie na Lotcie, która klęczała i czyściła listwy przypodłogowe.
- Dasz sobie radę sama przez cały dzień?
- Jasne. - Wyżęła brudną ścierkę. - Pookie mnie obroni.
Corran prychnął i spojrzał na puszystą kulkę.
- Nie jest psem obronnym.
- A komu by się chciało przyjeżdżać aż tutaj, żeby napadać ludzi? Poza tym i tak
nie ma co ukraść.
Racja. Mimo to Corran się martwił. Był rozdrażniony, bo właśnie tego się obawiał
- że zacznie się o kogoś troszczyć. Na co mi to? - pomyślał ze złością.
Wiedział, że Lotta będzie go rozpraszała, ale żeby aż tak? Nie potrafił zapomnieć
widoku Lotty w wannie. Gdyby chociaż na chwilę mógł się od niej uwolnić, ale cały czas
widział jej uśmiechnięte oczy, zmarszczony nos, gdy wąchała herbatę, i zagryzioną war-
gę, gdy studiowała przepis.
Z jednej strony uważał ją za rozpieszczoną pannicę, a z drugiej musiał przyznać, że
ostro pracowała, nie oszczędzała się. Nie od razu dostrzegł w niej hardość i upór. Oczy-
wiście przesadził, obarczając ją niewykonalnym zadaniem, ale zawzięła się i bez słowa
skargi przystąpiła do dzieła.
R
L
T
- Po drodze wstąpię do supermarketu - powiedział. - Chcesz coś jeszcze oprócz te-
go, co zapisałaś?
- Porządną kawę.
- To napisałaś, nawet trzy razy. Poza tym po co nam kawa, skoro mamy herbatę?
Lotta skrzywiła się, na co Corran odpowiedział uśmiechem.
- Do zobaczenia - rzucił. - Pracuj, pracuj - dodał.
Księżniczka Lotta prawie nigdy nie była sama. Za drzwiami czuwał lokaj, w gabi-
necie dama dworu, sekretarka, pokojówka.
Dlatego teraz nie narzekała, że Corran zostawił ją na cały dzień. Nucąc pod nosem,
wzięła się do pracy. Próbowała uwolnić się od wspomnienia uśmiechniętego Corrana -
gdy się uśmiechał, wyglądał młodziej, cieplej, atrakcyjniej. Dużo atrakcyjniej.
Nie wolno mi o tym myśleć, przypomniała sobie. Wyraził się jasno w tej kwestii.
Poza tym niedługo wracam do domu.
Mimo wszystko polubiła Corrana i podobało jej się, że nie traktował jej ulgowo.
Bywał szorstki, ale odpłacała mu pięknym za nadobne. Przy nim mogła mówić, co tylko
jej przyszło do głowy. Chyba się zaprzyjaznili - na swój sposób. Jedno było pewne: jesz-
cze przy nikim nie czuła się tak dobrze i nie chciała tego zepsuć, robiąc coś, co jego by
speszyło, a ją upokorzyło.
Wystarczyło, że pozwolił jej zostać.
A ona dotrzymała słowa. Powinna uwinąć się do końca dnia, wtedy domek byłby
gotowy do pomalowania - wypełniłaby swoją część umowy. Myśl, dziewczyno, o pracy,
a nie o uśmiechu Corrana, zbeształa się w myślach.
Lecz kiedy Corran wrócił z miasta wcześniej, niż się spodziewała, nie zdołała
opanować przyspieszonego bicia serca. Stanął w drzwiach domku surowy i poważny.
Popatrzył krytycznym wzrokiem: podłogi zamiecione, ściany przygotowane do malowa-
nia.
- Niezle - mruknął.
- Niezle? - Jak mogła pomyśleć, że zdoła uwieść kogoś takiego jak on? Był bez-
względny, zamknięty w sobie i szorstki. Wzięła się pod bok. - Tylko tyle: niezle?
- A co mam powiedzieć?
R
L
T
- Może na początek:  Przepraszam, pomyliłem się. Miałaś rację, twierdząc, że w
tydzień przygotujesz domek do malowania".
- Okej, myliłem się. Zadowolona?
- Nie! Musisz jeszcze powiedzieć:  I nie miałem racji, że nie wytrzymasz nawet
dnia". Chyba przegrasz zakład.
- Umowa obejmuje cały miesiąc. Przez trzy tygodnie wiele się może zdarzyć...
- Mam nadzieję, że nie wydałeś za dużo w Fort William - mruknęła. - Musisz
oszczędzać, żeby mnie zabrać na elegancką kolację! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jungheinrich.pev.pl
  • Wątki

    Cytat


    Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
    Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
    Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
    De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
    Dies diem doces - dzień uczy dzień.