[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Qwilleranem wyraznie się ożywili. Kilkoro z nich zgromadziło się pod obrazem
przedstawiającym młodą kobietę o talii osy, w sukni z turniurą, na oko z lat osiemdziesiątych
dziewiętnastego wieku.
- Zanim za niego wyszła, była tancerką w kabarecie - stwierdziła Amanda. -
Popatrzcie na ten figlarny błysk w jej oku.
- Opowiedz nam jakąś historyjkę, Rogerze - zachęcił historyka Junior. - Na przykład o
saloonie Klingenschoenów.
- Może na przykład o Harrym? - zasugerowała Sharon.
Roger otrząsnął się już z zamyślenia.
- Myślisz, że to się nadaje?
- Pewnie, czemu nie?
- Dawaj!
- No dobra, to było tak - zaznaczam, że historia jest prawdziwa - jednym ze stałych
klientów Saloonu K" był pewien górnik imieniem Harry, który w końcu zapił się na śmierć.
Jego zwłoki wystawiono w sklepie z meblami, którego właściciele prowadzili jednocześnie
przedsiębiorstwo pogrzebowe. Kumple Harry'ego rada w radę postanowili, że ich koleżce
należy się jeszcze jedna ostatnia wizyta w ulubionym lokalu, więc wykradli jego ciało,
położyli na saniach - a było to zimą, podczas wyjątkowo silnych mrozów - i zawiezli do
saloonu. Tam oparli Harry'ego o bar, gdzie wszyscy bywalcy pożegnali stosownie zmarłego,
topiąc przy tym swój smutek w trunkach. Wreszcie o trzeciej nad ranem przyjaciele Harry'ego
z powrotem ułożyli go na saniach i zacięli konie. Pośród śpiewów i podniosłego nastroju nie
zauważyli, że zwłoki Harry'ego umieszczone na tyłach sań zsunęły się po drodze. Podjeżdżają
pod sklep z meblami - a tu Harry ego ani śladu. Przez resztę nocy szukali go, lecz tymczasem
wiatr przysypał trupa śniegiem, no i Harry został odnaleziony dopiero na wiosnę. Reakcją na
tę opowieść były śmiechy i okrzyki zdumienia.
- Historyjka zatrąca lekko nekrofilią - zauważył Qwilleran - o ile oczywiście jest
prawdziwa. Mam jednak nadzieję, że to tylko legenda.
Penelope odkaszlnęła dyskretnie i stanowczym tonem oświadczyła:
- To był przeuroczy wieczór, ale obawiam się, że na nas już czas.
- Jutro wczesnym rankiem lecę do Waszyngtonu - wyjaśnił Alexander.
Amanda trąciła łokciem Rikera i oznajmiła scenicznym szeptem:
- Ojczyzna nie może się bez niego obejść!
Pożegnała się również grupka gości z Mooseville. Riker odwiózł Amandę do domu, a
pani Cobb poszła na górę, żeby się położyć. Qwilleran i Melinda udali się do kuchni na
wspólnego drinka z kamerdynerem, lokajami oraz tercetem smyczkowym, nie szczędząc im
zasłużonych pochwał, jako że wszyscy sprawili się znakomicie. Wreszcie gdy wszyscy już
sobie poszli, gospodarz i gospodyni wieczoru rozsiedli się na fotelach w bibliotece i teraz już
całkiem zrelaksowani, zajęli się obgadywaniem gości.
- Zauważyłeś - spytała Melinda - jaką minę zrobiła Penelope, kiedy zaprosiłeś do stołu
panią Cobb? Z pewnością uznała to za największe faux pass dwudziestego stulecia.
- Przez cały wieczór nic nie wypiła. Chyba miała ochotę na szampana, ale brat jej nie
pozwolił.
- Alex nie lubi, kiedy ona pije, bo wtedy robi się zbyt rozmowna. A jak ci się podobały
jej perfumy, kochanie? Przywiozłam je dla niej z Paryża, specjalnie mnie o to prosiła.
- Oględnie mówiąc, bardzo mocne - stwierdził Qwilleran. - Wiesz, że siedziała po
mojej prawej stronie; otóż po jakimś czasie straciłem poczucie węchu. Kiedy podano rybę, w
ogóle nie czułem jej smaku. Junior siedział obok niej i miał szkliste oczy, jakby wypalił coś
nielegalnego. Amanda o mało nie spadła z krzesła, a Roger nie mógł sobie przypomnieć nazw
nieczynnych kopalń. Jestem pewien, że to przez ten zapach. A koty cały czas kichały.
- W gruncie rzeczy przemyciłam te perfumy - wyznała Me-linda. - W naszym kraju
ich sprzedaż jest zakazana.
- Według mnie muszą zawierać jakiś narkotyk. Jaka to marka?
- Nazywają się Fantaisie Feline". I są bardzo drogie... Słuchaj, mam urojenia czy to
prawdziwy oskard?
- Dostałem go w prezencie od Entuzjastów Pickax". Może zawieszę go nad
kominkiem albo posłuży mi jako przycisk do papierów, a może będę go zabierał ze sobą na
przejażdżki rowerowe dla obrony przed psami.
Do biblioteki wmaszerował Koko, wpatrując się przenikliwie w Qwillerana.
- A tak nawiasem mówiąc - odezwał się Qwilleran - czy coś ci wiadomo o kopalni
Three Pines?
Melinda popatrzyła na niego z rozbawieniem.
- Te opuszczone zabudowania to ulubione miejsce schadzek zakochanych par, mój
drogi. Dlaczego pytasz? Czyżbyś był zainteresowany? W twoim wieku?
Rozdział dwunasty
Następnego ranka po przyjęciu Qwilleran odwiózł Rikera na lotnisko. Niebo zasnuło
się ciężkimi chmurami.
- Niedługo będzie lało. Wszyscy farmerzy modlili się o ten deszcz, a wszyscy, którzy
utrzymują się z turystyki, modlili się, żeby go nie było.
- Mam nadzieję, że samolot wystartuje, nim rozpada się na dobre - stwierdził Riker. -
Nie żeby mi było tak znowu spieszno do Fluxion". Chętnie bym tu zamieszkał. Może byś
wykupił Picayune"? Wtedy tu przyjadę, mógłbym objąć redakcję i poprowadzić gazetę.
- Mówisz poważnie?
- Jak najpoważniej! To byłoby fascynujące wyzwanie.
- Trzeba by pozbyć się Benjamina Franklina i wydać dziesięć milionów na
nowoczesne wyposażenie... Jak ci się podobała Melinda?
- Robi wrażenie. Czy ona nosi zielone szkła kontaktowe? A te rzęsy są prawdziwe czy
doklejone?
- Wszystko jest całkowicie autentyczne - zapewnił go Qwil-leran. - Sprawdziłem.
- Wiesz co, Qwill? Teraz stałeś się wyjątkowo atrakcyjną partią, kobiety nie dadzą ci
spokoju. Najlepiej ożeń się od razu z taką dziewczyną jak Melinda i ustatkuj się. Pochodzi z
zamożnej rodziny, ma zawód i widać, że jej się podobasz.
- Ha, nie szczędzisz mi dobrych rad dzisiejszego ranka - Qwilleran nigdy nie lubił,
kiedy ktoś mu mówił, co ma zrobić.
- Dobra, to służę jeszcze jedną. Może byś przestał wypytywać o tę zaginioną
pokojówkę? Możesz skończyć z kulką w głowie, jak ta nieszczęsna traktorzystka.
Czekając, aż wystartuje samolot Rikera, Qwilleran przypomniał sobie, jak podczas
wszystkich jego dochodzeń Arch starał się go zniechęcić - za każdym razem bezskutecznie.
Jednak tym razem miał wrażenie, że nim przedstawi całą sprawę komisarzowi Brodiemu,
powinien dysponować większą liczbą faktów. Póki co na poparcie swych podejrzeń miał
tylko niejasne poszlaki, domysły, przeczucia i przemyślnego kota.
Nim wrócił do domu, kupił u Lanspeaków sweter z różowego kaszmiru i poprosił
sprzedawcę, żeby go elegancko zapakował. W sklepie Diamond Jims" kupił złoty naszyjnik i
zostawił go w klinice, na której drzwiach widniał lśniący od świeżej farby szyld:
Dr med. HALIFAX GOODWINTER Dr med. MELINDA GOODWINTER
Idąc w stronę rezydencji K, ujrzał najpierw samochód policyjny, potem czekające w
korku inne wozy i tłum gapiów zgromadzonych na ulicy. Dzwon wybijał monotonnie wciąż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ebook @ pobieranie @ pdf @ do ÂściÂągnięcia @ download
Wątki
- Home
- KukliĹski Piotr Saga Dworek Pod Malwami 06 Zabawa i Zdrada
- James Alan Gardner [League Of Peoples 06] Trapped
- Ledenda Drizzta 06 Klejnot Haljlinga
- Forester C.S. (06) Szczesliwy powrot
- Fabisinska Liliana Bezsennik 2 Klopotliwe Ognisko
- 148. Darcy Lilian Nowicjuszka
- Antologia SF StaĹo siÄ jutro 17 Instar omnium
- antologia StaĹo siÄ jutro 21
- Braun Lilian Jackson Kot, ktĂłry... 09 Kot, ktĂłry zszedĹ pod podĹogÄ
- Kaye Marilyn Replika 05 Tajemnicza klika
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- atheist.opx.pl
Cytat
Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
Dies diem doces - dzień uczy dzień.