X

Dawno mówią: gdzie Bóg, tam zgoda. Orzechowski

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przycisnąć prezydenta Njamblę, aby wyznaczył
wreszcie datę swojego przyjazdu. No, ale przecież
powinien się spodziewać, że podstępna reporterka
posłuży się dziećmi, aby spróbować ucieczki!
Na szczęście zdążył już wydać odpowiednie
polecenia swoim ludziom. Nikt nie opuści posiad-
łości bez jego wiedzy i zgody. A jeśli nawet będzie
próbować, nie sforsuje wysokiego muru i pilnie
strzeżonych bram.
Służba jest sprawdzona i lojalna. Pannie Ro-
berts nie uda się skontaktować z nikim ze świata
zewnętrznego, zwłaszcza że zabrał jej telefon
i paszport. Szkoda tylko, że ten cholerny Verey
tak się upiera!
– Masz rację, nie chcę zawieść dzieci – powie-
dział do sir Petera. – Załatwię transport do miasta.
Jesteś gotowa do wyjścia? – zwrócił się krótko do
Suzy.
– Tak! – Dzielnie próbowała znieść jego spo-
jrzenie. – Tylko wezmę z ǵory torebkę.
– Pójdę z tobą! – oświadczył, nie pozostawiając
jej wyboru.
Szła po schodach z nieprzyjemną świadomością
bliskości swego dręczyciela. Odruchowo przyśpie-
DOBRANA PARA
85
szyła kroku, ale kiedy kładła dłoń na klamce,
chwycił ją za nadgarstek.
– Bardzo sprytnie! – powiedział, wchodząc za
nią do pokoju i zamykając za sobą drzwi. – Zdąży-
łem zapomnieć, że reporterki różnią się od innych
kobiet i nie mają żadnych skrupułów! Do swoich
celów wykorzystują wszystko i wszystkich, nawet
dzieci!
– Nie wykorzystuję dzieci – zaprzeczyła z obu-
rzeniem. – To był ich pomysł! Chciały w ten sposób
odciążyć ojca. I nie myślisz chyba, że weszłam
w zmowę z ich matką, każąc jej spakować na
wyjazd nie te ubrania, co trzeba? Widziałeś, jaką
niewygodną sukienkę miała na sobie wczoraj wie-
czorem Lucy? Biedactwa! Tak mi ich żal! – powie-
działa ze szczerym współczuciem.
Lucas machnął pogardliwie ręką.
– Daruj sobie ten teatr! Możesz pozować na
wrażliwą niewinność przed Peterem, ale nie przede
mną! On już i tak zgłupiał na twoim punkcie, więc
pewnie uwierzy we wszystko – dorzucił ze zjad-
liwą ironią.
Suzy nie wierzyławłasnym uszom. Owszem, sir
Peter nieco z nią flirtował, ale czynił to zupełnie
niewinnie. Czemu więc pułkownik Soames, wy-
szkolony w dziedzinie drobiazgowej obserwacji
i analizowaniu ludzkich zachowań, tego nie wi-
dział?
86
PENNY JORDAN
– Dzieci czekają – odezwała się sztywno. – We-
zmę torebkę i możemy schodzić.
– Tylko pamiętaj – ostrzegł, odwracając się ku
drzwiom. – Będę cię miał na oku, więc nie próbuj
żadnych sztuczek!
– Chcesz powiedzieć, że jedziesz z nami?
– A czemu nie? W końcu jesteś moją dziew-
czyną, a Peter jest przekonany, że nie mogę się od
ciebie oderwać – powiedział kpiąco.
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Zostawili samochód na parkingu i zagłębili się
w strome, malownicze uliczki, wiodące do cen-
trum.
– Zdaje się, że tu niedaleko jest sklep z ubrania-
mi dla dzieci – Suzy pokazała głową w stronę
maleńkiego placyku.
Zanim wyruszyli z posiadłości, sir Peter wręczył
jej pokaźną sumkę, mówiąc, żeby kupiła wszystko,
co uzna za stosowne. Zamierzała skrupulatnie wy-
pełnić jego zalecenie.
Brukowany placyk otaczały witryny licznych
sklepików i kafejek, których kolorowe parasole
ożywiały fasady budynków z szarego kamienia.
Gdy weszli do sklepu, oczy Lucy rozbłysły
z radości. Momentalnie znikła między wieszakami
z rzędami barwnych strojów i zajęła się ogląda-
niem.
– Powiedz mi, jeśli ci się coś spodoba, i wtedy
razem zastanowimy się, co ci kupić, dobrze? – po-
wiedziała Suzy.
Czekając cierpliwie, aż dziewczynka wybierze,
czułanasobieuważne spojrzenie Luke’a. Wolałaby,
88
PENNY JORDAN
żeby poszedł z Charliem do działu dla chłopców,
lecz nie chciała niczego mu sugerować, aby nie
zwracał jej uwagi przy dzieciach.
– Przyda ci się kostium kąpielowy i jakieś spor-
towe, luźniejsze rzeczy –łagodnym głosem próbo-
wała podsunąć małej, czego powinna szukać.
– Szorty, może kilka koszulek. I sukienka.
Lucas przyglądał się, jak panna Roberts z miną
troskliwej mamusi cierpliwie zajmuje się cudzymi
dziećmi. Musiał przyznać, że świetnie odgrywała
swoją rolę!
Po godzinie dzieci miały już wszystko, czego
mogły potrzebować podczas wakacji.
Lucy wybrała sobie jeszcze jeden kostium ką-
pielowy, który okropnie się jej spodobał.
Oszczędna Suzy wahała się, uważając, że jeden
wystarczy, ale dziewczynka tak prosiła, że nie
miała serca jej odmówić.
– Pójdziemy na lody? – zapytał podekscytowa-
ny Charlie, gdy tylko wyszli ze sklepu.
– Jest pora obiadu – odparł Luke, lecz ku za-
skoczeniu Suzy, zamiast nalegać na szybki powrót
do willi, zaproponował, żeby wstąpić do restauracji
w miasteczku i zjeść wcześniejszy lunch.
– Super! – chłopiec rozpromienił się z radości.
Po chwili cała czwórka siedziała przy stoliku
i z zapałem wybierała dania z kart.
– Suzy, myślisz, że będę mogła włożyć dziś do
DOBRANA PARA
89
kolacji te nowe spodnie? – zapytała Lucy z miną
małej kobietki. Suzy mimo woli spojrzała z porozu-
miewawczym uśmiechem na Luke’a.
– Jasne, jeśli oczywiście twój tata się zgodzi
– odparła, głaszcząc małą po głowie.
Uszczęśliwiona dziewczynka ufnie przytuliła
się do kobiety, której właściwie nie znała.
Obserwując przez cały dzień zachowanie Suzy,
Lucas z irytacją, ale i ze zdziwieniem zastanawiał
się, czy aby na pewno ma do czynienia z tą samą
osobą – podstępną dziennikarką, która po mist-
rzowsku odgrywa na swoje potrzeby kobietę czułą
i ciepłą.
Czy możliwe, żeby jeden człowiek miał dwie tak
różne twarze? Gdy patrzył, z jakim zaufaniem
Lucy tuli się do tej obcej kobiety, wzruszenie
ściskało mu gardło.
Zjawił się kelner z potrawami. Gdy Suzy na-
chylała się nad talerzem, jej wzrok przyciągnęła
znajoma postać, stojąca pośród kręcących się po
placyku ludzi. Zamarła z przerażenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jungheinrich.pev.pl
  • Wątki

    Cytat


    Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
    Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
    Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
    De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
    Dies diem doces - dzień uczy dzień.