[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Camaar nie odwiedziłem dzielnicy portowej. Wynajęliśmy pokoje w jednym z lepszych
zajazdów w głównej części miasta i wysłałem Beldina na poszukiwanie Anraka.
- Riva już w drodze - zapewnił nas, gdy Beldin przyprowadził go do naszego zajazdu. -
Pewnie postawił całe akry żagli. Nie może doczekać się spotkania z tobą, śliczna.
Beldaran oblała się rumieńcem.
- Obrzydliwe - mruknęła Polgara. Wiedziałem, że w końcu do tego dojdzie. Niezadowolenie
Polgary z powodu zbliżającego się ślubu siostry było chyba całkiem naturalne. Moje córki
łączyły więzy, których nawet nie próbowałem zrozumieć. Polgara chyba była dominującym
blizniakiem, ale to ona odruchowo mówiła w liczbie mnogiej, co jest zwykle typowe dla
podległej siostry. Nawet dzisiaj, jeśli ktoś będzie na tyle nieuprzejmy, aby zapytać, ile ma
lat, prawdopodobnie odpowie coś w rodzaju: Mamy około trzech tysięcy lat". Beldaran
dawno już odeszła z grona żywych, ale nadal snuje się po świecie Polgary.
Myślę, że pewnego dnia będę musiał z nią o tym porozmawiać. Spojrzenie na świat kogoś,
kto nigdy tak naprawdę nie był sam, może być bardzo interesujące.
Potem do Camaar przybył Riva. Jestem pewny, że mieszkańcy miasta od razu go zauważali.
Jednakże to nie siedem stóp wzrostu zwracało uwagę. Chodziło raczej o sposób, w jaki się
poruszał. Kroczył prosto ku Beldaran, nie bacząc na nic i na nikogo. Widywałem już
poprzednio zakochanych, ale nikogo tak jak Riva.
Gdy wszedł do pokoju w zajezdzie - Beldin był na tyle szybki, by otworzyć przed nim drzwi,
zanim Riva ich nie staranował - spojrzał na mą jasnowłosą córkę i już było po nim.
Beldaran wyuczyła się małej przemowy, ale gdy ujrzała twarz Rivy, natychmiast
wszystkiego zapomniała.
Nie powiedzieli do siebie ani słowa! Czy spędziliście kiedykolwiek całe popołudnie w
jednym pokoju z ludzmi wpatrującymi się w siebie w milczeniu?
W końcu zaczęło to być krępujące, więc zamiast na nich patrzyłem na Polgarę. A było na co
popatrzeć. W tym pokoju tyle było emocji, że powietrze zdawało się od nich gęste.
Początkowo Polgara patrzyła na Rivę z nie skrywaną wrogością. Był rywalem i
nienawidziła go z całego serca. Stopniowo jednakże siła absolutnego uwielbienia, z jakim
Riva i Beldaran na siebie patrzyli, zaczęła robić na niej wrażenie. Na twarzy Polgary mogą
się nie malować żadne uczucia, ale nie potrafi kontrolować wyrazu swych oczu.
Przyglądałem się migotliwym blaskom we wspaniałych oczach, były odbiciem walczących w
niej uczuć. Zmieniały barwę od stalowoszarej po fiołkową. Polgara nie należy do tych,
którzy łatwo się poddają. W końcu jednak wydała przeciągłe westchnienie i w jej oczach
pojawiły się dwie wielkie łzy. Najwyrazniej uświadomiła sobie, że przegrała. Nie była w
stanie konkurować z miłością swej siostry i Rivańskiego Króla.
W tym momencie poczułem przypływ sympatii. Podszedłem do niej i ująłem jej brudną
dłoń.
- Może wyszlibyśmy się trochę przewietrzyć, Pol? - zaproponowałem delikatnie.
Spojrzała na mnie z wdzięcznością, kiwnęła w milczeniu głową i wstała. Z godnością
wyszliśmy z pokoju.
Poprowadziłem ją na balkon, który znajdował się na końcu korytarza.
- No cóż - odezwała się niemal neutralnym tonem - to chyba przesądza sprawę?
- To było przesądzone już dawno temu, Pol - powiedziałem. - Oto jedna z owych
Konieczności. Tak musiało być.
- Wszystko się zawsze do tego sprowadza, prawda, ojcze?
- Do Konieczności? Oczywiście, Pol. Wiąże się z tym, kim jesteśmy.
- Czy nigdy nie jest łatwiejsze?
- Nie zauważyłem.
- No cóż, mam nadzieję, że będą szczęśliwi. - Byłem z niej tak dumny, że duma niemal
rozsadzała mi pierś.
Nagle Pol odwróciła się do mnie.
- Och, ojcze! - zawołała z rozpaczliwym szlochem. Przytuliła się do mnie w nagłym ataku
płaczu.
Tuliłem ją do siebie, powtarzając: Dobrze już, dobrze". To najgłupsze, co pewnie można
powiedzieć w tej sytuacji, ale nic lepszego nie udało mi się wymyślić.
Po jakimś czasie opanowała się i zaczęła pociągać nosem, co nie było szczególnie
przyjemnym dzwiękiem
- Wytrzyj nos w chusteczkę - poleciłem.
- Zapomniałam zabrać.
Nie myśląc wiele, zrobiłem jej jedną i podałem.
- Dziękuję - powiedziała i wytarła nos i zapłakane oczy. -Czy jest tu łaznia?
- Myślę, że tak. Zapytam właściciela zajazdu.
- Będę wdzięczna. Myślę, że już czas się umyć. Nie mam chyba powodu, by dalej być
brudaską?
Nie pomyślałem o tym.
- Może kupiłbyś mi jakąś stosowną suknię, ojcze? - zaproponowała.
- Oczywiście, Pol. Coś jeszcze?
- Może jeszcze grzebień i szczotkę. - Przyjrzała się krytycznie jednemu ze swych splątanych
loków. - Zdaje się, że muszę coś zrobić z włosami.
- Zobaczę, co uda mi się znalezć. Chciałabyś też wstążkę?
- Nie bądz śmieszny, ojcze. Nie jestem straganem jarmarcznym. Niepotrzebne mi dekoracje.
Idz rozmówić się z oberżystą. Naprawdę muszę wziąć kąpiel. A tak przy okazji, to ma być
prosta suknia. To Beldaran wesele, nie moje. Będę w swoim pokoju.
Załatwiłem jej łaznię i poszedłem poszukać Angaraka. Razem z Beldinem siedzieli w
piwiarni na parterze zajazdu.
- Poszukaj mi krawca - poprosiłem.
- Co takiego?
- Polgara chce mieć nową suknię.
- A co złego jest w tej, którą ma?
- Angaraku, nie dyskutuj ze mną, po prostu zrób to. Chce
mieć również grzebień i szczotkę. Krawiec powinien wiedzieć, gdzie je można dostać.
Angarak spojrzał posępnie na swój na wpół opróżniony kufel.
- Teraz, Angaraku. Alorn westchnął i wyszedł.
- O co w tym wszystkim chodzi? - zapytał Beldin.
- Polgara zmieniła zdanie. Nie chce już przypominać porzuconego ptasiego gniazda.
- Co ją do tego skłoniło?
- Nie mam najmniejszego pojęcia i nie chcę jej o to pytać. Jeśli chce wyglądać jak
dziewczyna, to jej sprawa.
- Jesteś w osobliwym humorze.
- Wiem - odparłem, po czym podskoczyłem i zapiałem radośnie.
Następnego ranka wszyscy oniemieliśmy na widok wchodzącej do pokoju Polgary. Prosta
suknia, którą włożyła, była oczywiście błękitna. Pol niemal zawsze ubierała się na niebiesko.
Długie, ciemne włosy miała gładko zaczesane do tyłu i związane na karku. Teraz gdy była
czysta, zobaczyliśmy, że ma bardzo jasną cerę, podobnie jak jej siostra, i że jest
oszałamiająco piękna. Jednakże najbardziej zaskoczył nas jej sposób bycia. Już wówczas,
mając raptem szesnaście lat, miała iście królewskie maniery.
Riva i Anrak wstali i skłonili się jej nisko. Potem Anrak westchnął.
- O co chodzi? - zapytał go kuzyn.
- Zdaje się, że popełniłem błąd.
- To nic nowego.
- Ale tego będę chyba żałował. Może miałbym szansę u lady Polgary, gdybym był bardziej
uparty. Dolina to odludne miejsce, więc nie było innych starających się. Obawiam się
jednak, że teraz jest już za pózno. Gdy tylko dopłyniemy do Rivy, wszyscy młodzieńcy na
Wyspie uderzą do niej w konkury.
Pol obdarzyła go ciepłym spojrzeniem.
- Czemu pozwoliłeś, by ci się wymknęła? - zapytał Riva.
- Widziałeś chyba, jak wczoraj wyglądała?
- Prawdę powiedziawszy, nie. Miałem co innego w głowie. Beldaran zarumieniła się. Oboje
mieli co innego w głowach.
- Proszę nie poczytać mi tego za obrazę, lady Polgaro -zwrócił się Anrak do mej starszej
córki.
- Bez obawy, Anraku - odparła. Zdawała się oczarowana pomysłem zwracania się do niej
lady Polgaro". Teraz prawie wszyscy na świecie tak się do niej zwracają, ale myślę, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ebook @ pobieranie @ pdf @ do ÂściÂągnięcia @ download
Wątki
- Home
- Barber Chris & Pykitt_Dav
- Morrell Dav
- Clancy Tom Zwiadowcy 03 Walka kośÂowa
- Jakub_Bartoszewski_Filozofia_przyrody,_Kartezjusz_i_porzć dek_śźycia_spośÂecznego____2010
- D100. Horton Naomi Ten Najlepszy
- Feehan, Christine Dark 05 Dark Challenge
- Harris Charlaine Sookie Stackhouse 03 Klub UmarśÂych
- Okablowanie strukturalne sieci Teoria i praktyka Wydanie II
- Nie zadzieraj z nianć Natalie Fields
- Webber Meredith NieznośÂny adorator
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- missremindme.htw.pl
Cytat
Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
Dies diem doces - dzień uczy dzień.