Dawno mówią: gdzie Bóg, tam zgoda. Orzechowski

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wspólnego życia.
Zdjął dłonie z klawiatury, przymknął oczy i głęboko się za-
myślił. Intuicja podpowiadała mu, że między tą melodią a Har-
rym Robertsonem istniał jakiś związek. Harry zawsze nucił ją
lub gwizdał z taką dziwną miną...
Brent usłyszał jakiś szelest i otworzył oczy. W przejściu stała
Kathy. Miała na sobie elegancki, granatowy kostium, a gładko
zaczesane włosy ściągnęła w stylowy węzeł na karku.
- Wybierasz się na pogrzeb w takim stroju? - Patrzyła wy-
mownie na jego dżinsy.
- Jeszcze nie wiem. Stałem w kolejce do szafy - odparł
z uśmiechem. - W co mógłbym się ubrać?
Wzruszyła ramionami.
- Nie mam pojęcia. Znajdz sobie coś odpowiedniego. I po-
śpiesz się. Niedługo przyjedzie Robert.
- Czekałem, aż wyjdziesz z sypialni. Nie chciałem ci prze-
szkadzać.
- Jak miło. Pierwszy raz w życiu byłeś taki uprzejmy. Przed-
tem moja obecność w sypialni nigdy nie stanowiła dla ciebie
przeszkody.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Wezmę sobie do serca twoje słowa - obiecał.
S
R
Odwróciła się na cienkich obcasach granatowych pantofli, a on
został przy pianinie. Jest taka zimna, pomyślał. Lodowata. Chy-
ba stracił wszystko, co być może zyskał w ciągu tych dwóch
spędzonych razem dni.
Zamknął pianino i udał się do sypialni. Długo przeglądał za-
wartość wielkiej szafy, aż trafił na ciemny garnitur. Właśnie
zdążył się w niego przebrać, gdy Kathy zawołała, że przyjechał
Robert.
- U Shanny wszystko w porządku. Robert do niej telefono-
wał. Są już na wyspie, cali i zdrowi. Przesyłają nam pozdrowie-
nia - powiedziała Kathy, zanim Robert zdążył się odezwać.
Brent skinął głową i podziękował przyjacielowi za tę ważną
wiadomość. Dobrze, że przynajmniej córka jest bezpieczna.
Gdyby jeszcze Kathy nie stawała okoniem, nie okazywała wręcz
oślego uporu, mógłby spokojnie zabrać się do rozpracowania tej
afery.
Pojechali w dwa policyjne radiowozy. Kościół był pełen lu-
dzi, na zewnątrz też zebrał się tłum - głównie wielbicieli talentu
Johnny'ego Blondella. Nastolatki trzymały transparenty i plan-
sze z napisem  Johnny, zawsze będziemy cię kochać!".
Nabożeństwo żałobne trwało krótko. Po jego zakończeniu
udali się na cmentarz. Brent porozmawiał z siostrą Johnny'ego i
złożył jej kondolencje. To ona zajęła się sprawami dotyczącymi
pogrzebu. Była chyba jedyną osobą, która naprawdę kochała
Johnny'ego Blondella.
Uroczysty głos księdza niósł się daleko, ale Brent nie słyszał
jego słów. Dyskretnie rozglądał się wokół, wyławiając z tłumu
żałobników znajome twarze. Kathy stała obok niego. Nieco da-
lej, trochę z boku,
zauważył Marlę Harrington. Pochlipywała w chusteczkę do no-
S
R
sa. Wzdłuż dróżki dojazdowej i za drzewami dostrzegł wielu
policjantów. Otaczali cały teren cmentarza.
Keith Montgomery nie przyjechał. Nie pokazał się też żaden
z braci Hicksów.
Po skończonej ceremonii Brent poczuł na ramieniu dotyk
czyjejś ręki. Odwrócił się, a Marla chwyciła go w objęcia. Za-
rzuciła mu ręce na szyję i przywarła do niego całym ciałem.
Pocałowała go mocno w oba policzki, wpatrzona w niego wiel-
kimi orzechowymi oczami.
- Och, Brent! - jęknęła, autentycznie roztrzęsiona.  Biedny
Johnny! Jakie to straszne! A ja tak bardzo martwiłam się o cie-
bie! Dzwoniłam chyba ze sto razy, przejechałam obok twojego
domu, rozmawiałam z Keithem i z innymi, ale nikt, zupełnie
nikt, nawet twój menażer ani rzecznik prasowy nie wiedzieli, co
się z tobą dzieje!
Delikatnie uwolnił się z jej uścisku i cofnął o krok.
- Niepotrzebnie tak się przejęłaś. Przecież rozmawialiśmy
całkiem niedawno. Jak widzisz, nic mi się nie stało.
- Tak, ale bardzo chciałam być przy tobie, gdy dowiedziałam
się o tym wypadku! - szepnęła Marla.
Brent kątem oka zerknął na Kathy i spostrzegł, że zacisnęła
usta w wąską linijkę i nieco pobladła. Domyślił się, znając do-
brze swoją byłą żonę, że jeszcze chwila, a wybuchnie i nie obej-
dzie się bez sceny.
- Och, Brent, wiesz, że zrobiłabym wszystko, żeby wprawić
cię w lepszy nastrój - znów zaszczebiotała Marla. - Może obo-
je...
- Marla...
Nie dopuściła go do głosu.
- Wezmiesz udział w piątkowym koncercie na Star Island?
S
R
Myślałam, że odwołają tę imprezę, ale wszyscy uznali, iż cel
jest ważny, a Johnny na pewno by nie chciał, żeby z jego powo-
du występ nie doszedł do skutku. Brent, naprawdę muszę z tobą
porozmawiać. Może wybierzemy się tam razem?
Trzeba przyznać, że Marla to utalentowane stworzenie, po-
myślał. Szepcząc w taki sposób, równie dobrze mogłaby jedno-
cześnie powoli zdejmować z siebie ubranie i bieliznę. Co pra-
wda, zupełnie nie był zainteresowany oglądaniem takiego wy-
stępu, ale teraz nie chodziło o jego chęci. Jeśli Marla coś wie-
działa, to należało umiejętnie pociągnąć ją za język. W tym celu
warto było trochę się wysilić.
- Bardzo chętnie, Marla - zgodził się bez wahania. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jungheinrich.pev.pl
  • Wątki

    Cytat


    Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
    Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
    Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
    De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
    Dies diem doces - dzień uczy dzień.