Dawno mówią: gdzie Bóg, tam zgoda. Orzechowski

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gospodyni mieszają się ze szczekaniem Linki, Kubuś towarzyszy wybuchami śmiechu
szczekaniom Linki i krzykom gospodyni, pan zaś otwiera tabakierkę, zażywa niuch tabaki
i również nie może się wstrzymać od śmiechu. Wrzawa napełnia gospodę.  Magdusiu,
Magdusiu, prędko, prędko, przynieś butelkę z okowitą& Biedna Linka nie żyje& Rozwiąż
ją& Och, jaka żeś ty niezgrabna!
 Robię, jak umiem.
 Jak ona krzyczy! Umykaj stąd, ja sama& Nie żyje!& Zmiej się, śmiej, drągalu,
nicponiu; jest się z czego śmiać, w istocie& Biedna Linka nie żyje!
 Ale nie, proszę pani, nie, z pewnością przyjóie do siebie; o, już się rusza.
To mówiąc, Magdusia naciera okowitą nos psiny i daje jej przełknąć co nieco; go-
spodyni lamentuje dalej i ciska gromy na zuchwalstwo lokai; Magdusia zaś powiada;  O,
proszę pani, już otwiera oczy; wiói pani, jak na panią patrzy .
 Biedne zwierzątko: jak ono mówi! któż by się nie wzruszył?
 Niechże ją pani popieści trochę; niechże jej pani co odpowie.
 Chodz, moja biedna Linko; płacz óiecko, płacz, jeśli ci to sprawia ulgę. Jest
jakiś los dla zwierząt jak dla luói; zsyła wszystko dobre nicponiom swarliwym, pyskatym
i żarłocznym, samo zaś nieszczęście najlepszemu stworzeniu pod słońcem.
 Pani ma wielką słuszność; nie ma na ziemi sprawiedliwości.
 Cicho siedz, rozwiń ją z pow3aków, ułóż u mnie pod poduszką i pamiętaj, że
za najmniejszym piśnięciem do ciebie się wezmę. Chodz, biedne zwierzątko, niech cię
uściskam raz jeszcze, zanim cię zabiorą. Zbliżże się przecie, flądro& Te pieski, to takie
poczciwe; to więcej warte&
de is dide ot Kubuś fatalista i jego pan 49
KUBUZ: Niż ojciec, matka, bracia, siostry, óieci, służba, mąż&
GOSPODYNI: A tak; nie myśl, że sobie drwisz ze mnie; to bodaj jest niewinne,
wierne, nie wyrząói nigdy nic złego, podczas gdy reszta&
KUBUZ: Niech żyją psy! Nie masz nic doskonalszego pod słońcem.
GOSPODYNI: Jeżeli jest co doskonalszego, to z pewnością nie człowiek. Chciałabym,
żebyście znali pieska od młynarza: to narzeczony mojej Linki; ilu was jest, nie ma ani
jednego mięóy wami, który by się nie musiał przy nim rumienić ze wstydu. Z pierwszym
brzaskiem przybiega więcej niż o milę; staje pod oknem; mówię wam, co za westchnienia!
serce wprost boli słuchać. Jakakolwiek pogoda na dworze, on się nie ruszy; deszcz leje
nań jak z cebra, ciałko zapada mu się w piasku; ledwie widać uszy i koniec noska. Czy
zrobiłby kto z was tyle dla kobiety, którą by najczulej kochał?
PAN: To baróo po rycersku.
KUBUZ: Ale też góie jest kobieta równie godna tych starań jak panina Linka?
Namiętność gospodyni do zwierząt nie była wszelako główną, jakby można mniemać:
główną była namiętność do mówienia. Im więcej okazywało się zadowolenia i cierpliwości
w słuchaniu, tym więcej miało się zasługi w jej oczach; toteż nie dała się prosić z podję-
ciem przerwanej historii osobliwego małżeństwa; postawiła jedynie za warunek, że Ku-
buś bęóie milczał. Pan przyrzekł milczenie w imieniu Kubusia. Kubuś ułożył się niedbale
w kącie z zamkniętymi oczami, czapką wciśniętą na uszy, plecami na wpół odwrócony ku
gospodyni. Pan kaszlnął, splunął, wytarł nos, dobył zegarka, spojrzał na goóinę, dobył
tabakierki, puknął w denko, zażył niuch tabaki; i gospodyni zabrała się do smakowania
nieopisanej rozkoszy własnego gadulstwa.
Gospodyni miała zacząć, kiedy usłyszała skomlenie suczki.
 Magdusiu, spojrzyj no tam na biedne stworzenie& To mi odrywa uwagę, nie wiem
już, góie stanęłam.
KUBUZ: Jeszcześ pani nic nie powieóiała.
GOSPODYNI: Owi dwaj ichmoście, z którymim się posprzeczała o biedną Linkę,
wówczas właśnie, kiedy pan przybył&
KUBUZ: Mów pani: panowie.
GOSPODYNI: A to dlaczego?
KUBUZ: Dlatego, iż dotychczas odnoszono się do nas z tą uprzejmością i że do tego
przywykłem. Pan mówi mi  Kubusiu , inni  panie Jakubie .
GOSPODYNI: Ja nie mówię ani Kubusiu, ani panie Jakubie, ja się do niego nie
oóywam& os pani o ta a une nu e u pi tego os u aj u nie
na o in u . Owi dwaj luóie to zamożni panowie, ze szlachty; przybywają z Paryża i udają
się do majątku starszego z nich.
KUBUZ: Któż to wie?
GOSPODYNI: Sami powieóieli.
KUBUZ: Dobra racja!&
Pan uczynił w stronę gospodyni znak, z którego zrozumiała, iż Kubuś ma mózg nieco
zmącony. Odparła współczującym ruchem ramion i dodała:  W jego wieku! to baróo
smutne .
KUBUZ: Baróo smutne nie wieóieć nigdy, dokąd się wędruje.
GOSPODYNI: Starszy nazywa się margrabia des Arcis. Był to człowiek lubiący żyć,
mający szalone szczęście do kobiet i mało wierzący w ich cnotę.
KUBUZ: Miał słuszność.
GOSPODYNI: Panie Jakubie, przerywa pan.
KUBUZ: Pani gospodyni iel iego elenia, nie mówię do pani.
GOSPODYNI: Znalazła się wszelako jedna, dość óiwaczna na to, aby się oprzeć
panu margrabiemu. Nazywała się pani de la Pommeraye. Była to wdowa, szlachetnego
rodu, cnotliwa, bogata i dumna. Pan des Arcis zerwał wszystkie znajomości, poświęcił się
jedynie pani de La Pommeraye, otoczył ją najtkliwszymi staraniami. Za pomocą wszelkich
możliwych poświęceń usiłował dowieść, że ją kocha, ofiarował nawet swą rękę; ale ta
kobieta była tak nieszczęśliwa z pierwszym mężem, że& os pani o ta iego
Klu o s ni o se opat nie isi na g o iu a jeśli go ta nie a
de is dide ot Kubuś fatalista i jego pan 50
popat p s ni że wolałaby raczej wystawić się na wszelkiego roóaju nieszczęścia
niż na niebezpieczeństwo drugiego związku.
KUBUZ: Och! gdyby było zapisane w górze!
GOSPODYNI: Pani ta prowaóiła życie baróo ciche. Margrabia był dawnym przy-
jacielem męża; przyjęła jego odwieóiny i pozwoliła odwieóać się nadal. Jeżeli mu się
wybaczy niepohamowaną pasję do miłostek, był to poza tym co się zowie godny czło- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • jungheinrich.pev.pl
  • Wątki

    Cytat


    Ibi patria, ibi bene. - tam (jest) ojczyzna, gdzie (jest) dobrze
    Dla cierpiącego fizycznie potrzebny jest lekarz, dla cierpiącego psychicznie - przyjaciel. Menander
    Jak gore, to już nie trza dmuchać. Prymus
    De nihilo nihil fit - z niczego nic nie powstaje.
    Dies diem doces - dzień uczy dzień.